środa, 22 maja 2013

ROZDZIAŁ IX To, czego nie pamiętam.



Uczciwie uprzedzam, że jest rozdział ze sceną +18 :) Dziękuję za to, że jesteście i za komentarze. Licznik wariuje i chociaż nie jest tego wszystkiego tak dużo jak bym chciała to i tak się cieszę z tego wielkiego sukcesu! Komentujcie :) Kto chce się dowiedzieć czegoś więcej o opowiadaniu czy o mnie to link do aska jest po lewej stronie opowiadania ! 
***

      Hermiona obudziła się z potężnym bólem głowy zwinięta w kulkę na łóżku w swoim dormitorium. Przez chwilę starała się zorientować w sytuacji, gdzie jest, co robi. Po czym spostrzegła, że ma na sobie zarówno sukienkę jak i buty z wczorajszego balu. Usilnie starała sobie przypomnieć jak tu trafiła i co się działo, ale w głowie miała pustkę. Nie wierzę, że tyle wypiłam! Nigdy więcej Hermiono! Skarciła siebie w duchu. Tak naprawdę trochę bała się tego, co mogło się wczoraj stać. Postanowiła o tym nie myśleć. Dzisiaj była sobota, dlatego miała dużo czasu dla siebie. Lekcje oczywiście odrobiła przed balem, żeby nie zaprzątać sobie nimi głowy w wolne dni. Poszła do szafy i wyciągnęła parę znośnych ubrań, bez szaleństw. Dzisiaj miała ochotę odpocząć, wygrzać się w ostatnim jesiennym słońcu uciekającym przez nadchodzącą zimą. Czuła się po prostu brudna, dlatego szybko zebrała się i poszła do łazienki. Unosił się tam bardzo intensywny zapach, który zbyt wyraźnie pamiętała z wczorajszego wieczoru. Męskie perfumy. Dlaczego akurat zapach Malfoy’a zapadł jej w pamięć? Wzięła szybki prysznic, ubrała się i wyszła na błonia. Miała się tam spotkać z Ginny, chciały spędzić dzisiejszy dzień razem. Tradycyjnie ruszyła w stronę ich ukochanej ławeczki. Usiadła i wyciągnęła z torebki jakąś interesującą książkę. Wpatrywała się w litery, ale nie potrafiła rozróżnić pojedynczych słów, ani sklecić całego zdania. Przywoływała obrazy z wczorajszej imprezy, ale nie potrafiła przebić bariery ciemności w okolicach północy. Jak bardzo by się nie starała, nie mogła sobie nic przypomnieć. Źle, bardzo źle! Po pewnym czasie zaczęła się już bardzo irytować i gdyby nie to, że grupa trzech osób właśnie szła w jej stronę zaczęłaby wariować i krzyczeć sama na siebie. Zaraz, zaraz – trzech? Przecież miała spędzić ten czas z Gin więc o co chodzi? Akurat słońce świeciło jej w oczy, a ona zapomniała okularów przeciwsłonecznych i nie potrafiła rozróżnić pozostałych dwóch osób oprócz swojej przyjaciółki. Po chwili trzy postacie stanęły przed nią.
- Hej Hermiona! – krzyknęła uradowana Ruda. Jak widać była w bardzo dobrym humorze. I wyglądała też bosko. Ona to miała klasę. Wiedziała jak się ubrać, żeby idealnie podkreślić swoje wszystkie walory.
- Cześć szalona! – Hermiona dopiero teraz zauważyła, że z Ginny przyszedł Zabini i nie kto inny, tylko Malfoy! – Czy mi się tylko wydaje, czy to popołudnie miało być nasze? – zapytała sceptycznie.
- Niestety – zanegował wesoło Blaise – z Ginny dobrowolnie się nie dzielę! Będziesz miała jakoś wytrzymać moje towarzystwo Piękna.
- Ej, ej! – pacnęła go w ramie Ruda- bo mi się tu jeszcze zakochasz głupolu!
- Już jestem zakochany – wymruczał jej prosto w usta i zaczęli się namiętnie całować. Po chwili dziewczyna oplotła go nogami w biodrach i przewrócili się na ziemię nie przestając zawiłej walki o dominację w pocałunku.
- Fuuuu – Hermi i Draco w tym samym czasie się wzdrygnęli, ale następnie uśmiechnęli się szeroko. Zarówno jedno jak i drugie było bardzo szczęśliwe z powodu udanego związku swojego przyjaciela.
Malfoy chwilę patrzył się na parę, potem jednak przerzucił swój szklanoniebieski wzrok na Hermionę. Patrzyła się uparcie w książkę i nie ponosiła wzroku ani na niego, ani na Ginny. Wydawało mu się, że chyba traktuje całowanie jak coś intymnego, nie na pokaz. Wyjątkowa była, nie da się zaprzeczyć, że nie. Szybka decyzja i już siedział koło niej. Blisko, może nawet trochę za blisko. Była taka drobna. Widział, że nie czyta, bo od dawna nie przerzuciła kartki. Co on ma teraz zrobić? Następnym razem pomyśl najpierw za nim coś zrobisz kretynie! Mógłby być teraz na siebie zły, ale to i tak by nie przyniosło żadnego skutku, dlatego po prostu siedział i milczał.
Zabini z Ginny przyglądali im się z niewielkiej odległości leżąc na miękkiej trawie. Ona położyła mu głowę na torsie i po prosu wchłaniali ostatnie słońce, kontemplowali swoją obecność. Cieszyli się życiem jak nigdy wcześniej. Wiedzieli, że to cud, że siebie mają i mimo, że potrafią się kłócić to jednak nie potrafią się na siebie złościć. Wspominali wczorajszą noc…
Było już po pierwszej rano. Hermiona znowu szalała na parkiecie z Draco, obydwoje byli mocno wstawieni. Ginny przyglądała im się ze stołka barowego. Chciałaby bardzo, żeby tych dwóch przestało patrzyć na siebie wilkiem. Tera, kiedy ona jest z Blaisem często spotykała Dracona i nie uważała, żeby chłopak był zły. Nie był idealny, nikt nie był. Nawet Zabini, może TYM BARDZIEJ Zabini. Malfoy był sobą, może trochę zagubiony. Nie potrafił się do tego przyznać, ale ona widział czasem smutek w jego oczach. Był twardy, ale potrzebował kogoś przy kim mógłby być szczęśliwy… Poczuła, że ktoś ją gwałtownie bierze na ręce i aż pisnęła.
-  Kociaku, już późno. Może przespałabyś się dzisiaj u mnie?
- Blaise… - Ruda mimo, że była pijana wiedziała co się dzieje… Lubiła go bardzo, może nawet kochała, ale…
- Spokojnie, będę grzeczny! – obiecał.
- Dobrze, zgadzam się – pocałowała go w idealnie wykrojone usta. Był taki czuły. Potrzebowała go właśnie takiego. Ona sama była narwana, w jego ramionach odnajdywała to, czego nie potrafiła sama sobie zapewnić. Bezpieczeństwo.
- Czekaj – zatrzymała go – nie mogę zostawić Hermiony samej tutaj.
- Da sobie radę, to duża dziewczynka.
- Może i duża, ale kompletnie pijana.
- Do dormitorium trafi!
- Jesteś tego pewien?
- Nie – wyszeptał jej do ucha – ale zawsze jest tu jeszcze Draco…
- Sprytne, nie powiem! – ucieszyła się dziewczyna – tylko, że jeśli coś się stanie, to ona mnie potem zabije.
- Chyba warto zaryzykować, co? – Blaise już ruszał w stronę lochów niosąc dziewczynę na rękach.
- Masz rację, warto. – Ginny już nie miała wątpliwości, że Hermiona będzie miała bardzo dobrą opiekę. Nie lubiła ingerować w czyjeś sprawy, ale Ci dwoje potrzebowali jakiegoś katalizatora, żeby przyspieszyć ich spotkanie w połowie. Objęła rękami szyję swojego chłopaka i wtuliła się w niego. On tylko pocałował ją w głowę i podążał w stronę swojego dormitorium. Kiedy doszedł do swojej sypialni Flint już siedział na swoim łóżku i szykował się do spania.
- Spadaj Marcus, dzisiaj się prześpisz gdzie indziej.
- Zab chyba jesteś nienormalny, nigdzie się nie ruszam – spojrzał w oczy swojego kolegi i zobaczył znaczący wzrok spoczywający na dziewczynie wtuloną w jego ramiona.
- No dobra, ale wisisz mi butelkę ognistej.
- Dorzucę jeszcze dobre, mugolski szlugi tylko spierdalaj już stąd.
- Już się wynoszę, może jest tam jeszcze jakaś pijana dziewczyna – uśmiechnął się do siebie i wyszedł z pokoju.
- Nie łudź się, żadna nie będzie NA TYLE pijana, żeby się z Tobą przespać! – krzyknął za nim czarnoskóry i zatrzasnął drzwi.
- Jesteśmy sami- wymruczał do ucha Rudej.
- Mhmmm- cichutko potaknęła. On postawił ją na ziemi i w sumie nie wiedział co robić. Z każdą dziewczyną, z którą lądował sam w dormitorium łączył go TYLKO seks. Tym razem było inaczej, chciał żeby było inaczej. Cokolwiek zrobi, chciałby zrobić za jej przyzwoleniem. Popatrzył się na nią bezradnie. Ona, jakby rozumiejąc jego wątpliwości podeszła do niego i delikatnie go przytuliła. Tak po prostu.
- Blaise, rozepniesz mi sukienkę? – odwróciła się do niego plecami i zgarnęła włosy do przodu. Czekała. Wcale nie myślała o tym, czy go pragnie. Chciała się rozebrać i położyć spać. Była wykończona. Poczuła jak powoli szuka zapięcia i rozpina zamek. Kiedy dotknął dłońmi jej pleców przeszedł przez nie niesamowity dreszcz. I ona już wiedziała, że nie oprze mu się tego wieczora. Sukienka zsunęła się na ziemię, a Gin odwróciła się twarzą do Blaisa i wpiła w jego usta. Pchnęła Zabiniego delikatnie na łóżko.
- Na pewno tego chcesz? – zapytał chłopak po między jednym a drugim oddechem.
- Jak niczego innego na świecie – odpowiedziała jednocześnie zgarniając z niego koszulkę. Teraz on przejął inicjatywę. Pocałował ją w kark i przygryzł płatek ucha. Poczuł jak zadrżała z podniecenia. Wodził rękami po jej ciele w górę i w dół. Zatrzymywał się na pośladkach przyciskając je lekko po czym ruszył w górę i położył dłonie na zapięciu jej stanika. Ona tylko przytaknęła, nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego artykułowanego słowa. Widziała w jego oczach pożądanie i wiedziała, że w jej oczach on widzi to samo. Po chwili siedziała na nim okrakiem w samych majtkach i powoli rozpinała jego spodnie od garnituru. Podniósł ją z siebie i położył obok. Nachylił się i zaczął pieścić jej piersi. Dokładnie zajmował się jednym i drugim sutkiem, zataczał koła językiem, a ona ciężko wzdychała z rozkoszy. Starał się ją maksymalnie pobudzić. Sam miał już tak wypełnione bokserki, że nie wiedział jak długo jeszcze wytrzyma. Ginny wzięła w dłonie jego twarz i przyciągnęła jego usta do swoich. Wyszeptała:
- Jestem już gotowa Blaise, proszę…- on jednym ruchem ściągnął z niej ostatnią część ubrania wierzchniego i delikatnie polizał jej wargi sromowe równocześnie wchodząc w nią jednym palcem. Jęknęła.
- Blaise błagam…- uśmiechnął się do siebie, uwielbiał się z nią droczyć! Pocałował ostatni raz jej skarb i podsunął się na górę. Teraz drażnił ją czubkiem swojego członka, nie dając jej pełnej satysfakcji. Wbiła paznokcie w jego plecy i jęczała, nie mogła już wydusić z siebie ani słowa. W końcu sama sięgnęła po jego męskość i wprowadziła go do środka. To było nieziemskie, niespotykane. Straciła dziewictwo z Harrym jakiś czas temu, ale to co się teraz działo… Nie potrafiła tego opisać słowami. Tej nocy osiągnęła jeszcze kilka potężnych orgazmów i zasnęła zmęczona w ramionach najpiękniejszego chłopaka na świecie.
            Ginny otrząsnęła się ze wspomnień. Zobaczyła, że Blaise się jej przygląda i puścił do niej porozumiewawcze perskie oczko na znak, że wie o czym myślała. Dla niego to też był najlepszy seks jaki dotąd mu się przydarzył. Nie był jednorazowy i bardzo chciał to jeszcze powtórzyć. Patrzył się na nią i wiedział, że jest miłością jego życia.
- Draco! – zawołał.
- Czego Diable? – Ślizgon leniwie podniósł oczy i łaskawie popatrzył się na przyjaciela.
- Chyba nie spędzimy tu całego dnia, co?
- Ale mi się tu bardzo podoba – wtrąciła się Hermiona. Taki właśnie miała zamiar, spędzić tutaj cały dzień. Wygrzać się na słońcu. I nikt jej w tym nie przeszkodzi.
- Dajesz Hermi, ruszmy się stąd. Zaraz wymyślę coś ciekawego.. – Blaise nie ustępował.
- W to nie wątpię..- mruknęła Brunetka i czekała na  tę super-propozycję.
- Idziemy na boisko! – krzyknął czarnoskóry po czym załapał Ginny za rękę i ruszył w stronę wyznaczonego celu.
- Zwariowałeś?! Nie ruszam się, idźcie sami! – krzyknęła Hermiona, ale on już jej nie słyszał. Stanęła bezradnie rozerwana pomiędzy ławką, a najlepszą przyjaciółką.
- Granger, chodź – Malfoy patrzył na nią z wyczekiwaniem – nie zostaniesz tu sama.
- Dlaczego nie?
- Po co, skoro możesz iść z nami?
- Nienawidzę latania, nie widzę powodu dla którego miałabym tam iść.
- Ugh przestań marudzić! Zachowujesz się jak małe, rozkapryszone dziecko!
- Tak? Ja się tak zachowuję? Nie chcę przypominać kto zachowuje się jak napuszony kretyn od siedmiu lat! Nigdy Ci nic nie pasuje!
- Nie będę się kłócił co mi pasuje, a co nie z taką osoba jak TY.
- Jak ja? Sugerujesz, że jestem gorsza?
- Nie muszę tego sugerować, po prostu jesteś!
- Nienawidzę Cię Malfoy! Jesteś niemożliwy! Rusz swoje arystokratyczne dupsko i przepuść mnie. Wracam do Zamku. - Przeszła obok niego szturchając go ramieniem. Poczuła, że złapał ją mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Blisko. Bardzo blisko. Wystarczyła kilka sekund i już domyśliła się, dlaczego tak dobrze rozpoznaje perfumy Malfoy'a.
- Nie pamiętasz co się działo wczoraj, prawda? –zakpił.
- Nie, nie pamiętam. Puść mnie! -  trzymał ją bardzo mocno. Jedną ręką, którą miała wolną starała się odepchnąć blondyna od siebie. Nadgarstek zaczął ją boleć, ale nie wiadomo czemu poczuła ekscytację.
- Przypomnieć Ci? – popatrzył się na nią z wyższością.
- Nie dzięki, zapytam się Ginny – odpyskowała.
- Niestety muszę Cię zmartwić, ale Twoja przyjaciółka zmyła się z Diabłem przed dwunastą i zostawiła Cię samą na pastwę losu.
- Dlaczego miałabym Ci wierzyć Malfoy?
- Zapytaj się jej po prostu. Ja nigdy nie kłamię.
- Hahahahah nie rozśmieszaj mnie! W co jak w co, ale w to nigdy nie uwierzę. Z resztą. Musiała przy mnie być, bo ktoś mnie odprowadził do dormitorium. Nie użyłam wczoraj swojej różdżki do otworzenia drzwi, sprawdziłam!
- Może to nie ona Cię odprowadziła? – Draco był już tak blisko niej, że bliżej się nie dało. Po prostu przylegali do siebie cali. Czuli każdy milimetr swojego ciała. Oprócz ust.
- A kto inny? – Hermiona niepewnie obniżyła głos i zastanawiała się co tak właściwie robi. Od kilkunastu dobrych minut kłótnia z Malfoyem przerodziła się w coś na podobieństwo niezbyt delikatnego flirtu. Czuła, że chłopak strasznie ją pociąga. To uczucie było nie do zniesienia.
- Ja – powiedział, a ona otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Chłopak nie czekał ani sekundy dłużej. Wpił się mocno w jej usta i przeciągnął językiem po podniebieniu. Cała aż zadrżała, a on się tylko w myślach uśmiechnął. Wygrał. Pokazał jej, że ona też go pragnie. Dziewczyna zamarła, nie wiedziała co się dzieje. Po czym zmysły odmówiły jej posłuszeństwa i po chwili całowała Dracona z taką żarliwością jak nigdy przedtem nikogo innego. Puścił jej nadgarstek i pozwolił zanurzyć się jej dłoniom w jego platynowych włosach. Nagle oderwał się od niej i odwrócił się.
- Wygrałem –powiedział i pobiegł w stronę boiska tak szybko, że nawet nie próbowała go dogonić.
Co się właśnie stało? Co się właśnie stało? Co się właśnie stało? Co się właśnie stało? Co się właśnie stało? Co się właśnie stało? Co się właśnie stało? Powtarzała sobie w głowie w drodze do Zamku. Co się KURWA właśnie stało?

niedziela, 12 maja 2013

ROZDZIAŁ VIII Bal


Jesienne słońce usilnie starało się wygrać zaciętą walkę z chmurami. Był to  ostatni dzień października, ukochanego miesiąca Hermiony. Sama nie potrafiła wyjaśnić dlaczego tak jest, trzeba było to zaakceptować i tyle. Dlatego zaraz po ostatniej piątkowej lekcji wybiegła z sali prosto na błonia. Założyła okulary przeciwsłoneczne, zarzuciła nogę na nogę i wygodnie rozsiadła się na ławce delektując się ostatnimi promieniami cieplutkiego słońca. Nie wiedziała dlaczego, ale poczuła wewnętrzny spokój. Niby nie ustatkowała się jeszcze, ale wiedziała jakie życie chce wieść, w którą iść stronę. Pierwszym jej sukcesem było pozbycie się Wszystkiego-Się-Boję-Co-Związane-Z-Chłopakami-Hermiony. Cieszyła się w tego bardzo. Była bardzo wdzięczna Ginny, że wymusiła na niej zmiany. Czasy się zmieniły i nareszcie ona też. Trochę martwiło ją to, że nie ma już kontaktu z Harrym i Ronem, ale miała Gin i była naprawdę szczęśliwa. Dzisiejszy dzień był dla niej ostoją, ulubionym dniem w calusieńkim roku. Nie zorientowała się kiedy zasnęła i śniła o czymś bardzo szczęśliwym.
- No jasna cholera Hermiona! – czyjś zdenerwowany głos wyrwał ją z sennych marzeń.
- Merline, co się dzieje?! – zapytała zdezorientowana przecierając zaspane oczy.
- Szukam Cię od prawie godziny! – Hermiona zobaczyła przed twarzą burzę rudych włosów i bardzo groźny grymas.
- Gin, ale mnie przestraszyłaś!
- Ja? Ja przestraszyłam Ciebie? Czyś Ty oszalała! To Ty przestraszyłaś mnie.
- Ja Ciebie? Dlaczego?
- BO JUŻ OD GODZINY POWINNYŚMY SIĘ SZYKOWAĆ BA BAL – jej przyjaciółka w końcu wybuchnęła.
- Jaki bal, co Ty bredzisz?
- ZAPOMNIAŁAŚ? No nie wierzę! Lekcje zrobić pamiętasz, urodziny wszystkich pamiętasz, pamiętasz nawet pogodę siedemnaście dni temu o 12:34, ale o najważniejszych rzeczach zapominasz!
- No tak, było słonecznie pamiętam ten dzień. Siedziałam wtedy na eliksirach ze Snapem  i wkurwiałam się, że w jego klasie nie ma okien i…
- Guzik mnie obchodzi co robiłaś o 12 ileśtam kiedyśtam! Zbieraj się i idziemy do Zamku!
- Kiedy Gin ja nawet nie mam sukienki. Kompletnie wyleciało mi to z głowy. No i wizja spędzenia dzisiejszego wieczoru z Malfoyem. Brrrr na samą myśl mam dreszcze. Ja chyba zostanę tutaj, jest tak ciepło i przyjemnie. A nie to co w lodowatych ramionach tego dupka!
- Ramionach uuuuu ja nic nie wspominałam o tym, że będziecie się obściskiwać, ale jeśli tylko o tym marzysz… - zakpiła z niej Ginny.
- Oj dziewczyno tyś chyba rozum straciła! To było tylko porównanie, niczego sobie nie myśl przypadkiem – Hermiona pogroziła jej palcem
- Dobra, my tu gadu gadu, a za 2 godziny zaczyna się impreza.
- Impreza? Sztywny bal w sukniach i garniturach, jak zawsze.
- Nie zapominaj, że jesteśmy w 7 klasie! Po 22 wyrzucamy młodych i rozkręcamy wszystko.
- Pff młodych, Ty też jesteś młodsza! – Hermi uśmiechnęła się wrednie.
- Nie ma opcji, ja zostaje. Jestem, kochanie, z Tobą w klasie tak dla przypomnienia. I to dzięki Tobie kontynuując to przypominanie. Jesteś tak zapatrzona w swojego towarzysza z ławki, że już mnie nie zauważasz?
- Siedzę z nim bo muszę! – żachnęła się brunetka – przestań pieprzyć i chodź już.
- No nareszcie jakaś decyzja – westchnęła Ruda i pobiegła ile sił w nogach w stronę swojego dormitorium ciągnąc nieszczęśliwą Hermionę za sobą. 
            Ginny dzieliła dormitorium jeszcze z dwiema dziewczynami, ale te poszły do swoich koleżanek, więc dziewczyny miały całe pomieszczenie dla siebie. Ginny latała tam i spowrotem jak burza w poszukiwaniu idealnych dodatków do kreacji, które też jeszcze musiała skombinować. Że też nie wpadły na to, żeby pójść wcześniej do Hogsmeade! Teraz musiała w popłochu znaleźć dwie super sukienki, żeby obydwie były najpiękniejsze tego wieczora. Hermiona siedziała na łóżku i tylko głupkowato się uśmiechała. W sumie nawet nabrała ochoty na bal, no i na późniejszą obiecaną imprezę.
- Nareszcie! – krzyknęła Ginny i rzuciła w Hermionę jej ubraniami jak to miała w zwyczaju – dobrze, że nosimy ten sam rozmiar! – rzuciła na odchodnym i poszła się przebrać do łazienki. Brunetka zaczęła przyglądać się zwitkowi rzeczy i starała się połapać co jest czym, aby się w końcu ubrać i mieć to całe SZYKOWANIE z głowy. Pierwsze co jej przyszło do głowy to : zabiję ją, przecież to jest zdecydowanie z krótkie!, ale potem pomyślała, że można trochę poeksperymentować i szybko założyła kuse ubranie. Przejrzała się w dużym lustrze i z zadowoleniem otaksowała swoje obicie. Wyglądała cudownie. Jeszcze tylko szybko podkręciła sobie loki. W tym czasie z łazienki wyszła Gin. Wyglądała pięknie. Kolor sukienki idealnie podkreślał jej włosy, a szpilki skutecznie wydłużały bardzo zgrabne nogi. Ginny zdecydowanie robiła ogromne wrażenie. Włosy szybciutko wyprostowała i zabrała się do malowania. Delikatny makijaż, zero tapety i były gotowe. Wyrobiły się na 19:30. Bal rozpoczynał się o 20.
- Idziemy? – zapytała wyszykowana Hermiona.
- Blaise ma po mnie przyjść. Poczekaj, pójdziemy we trójkę.
- Niee, ja i tak chciałam być wcześniej, żeby ogarnąć wszystko.
- Co tam jest do ogarniania? Wszystko już zrobione przecież.
- Oh jako Prefekt powinnam być przed czasem i tyle.
- Mogłabyś czasem dopuścić.
- Mogłabym, ale nie odpuszczę, przecież wiesz.
- Wiem wiem..
- Do zobaczenia kociaku!
- Mrau – odpowiedziała Ginny wykonując gest drapieżnego kotka wystawiającego pazurki. Wyglądała mega seksownie. Hahah ten Blaise to ma szczęście pomyślała Hermiona i udała się w stronę pokoju wspólnego Gryffindoru i wyjścia przez portret Grubej Damy.  Lubiła to miejsce, niestety musiała się z nim pożegnać już na samym początku roku i chyba nie żałuje. W prywatnym dormitorium nikt jej nie przeszkadza. Jest dobrze. Maszerowała dziarsko ciemnymi korytarzami w stronę Wielkiej Sali. W pewnym momencie zauważyła ciemną postać opierającą się nonszalancko o ścianę. Przez głowę przemknęło jej, żeby wziąć nogi za pas i uciekać, ale tylko podniosła wyżej brodę i śmiało szła dalej.  Im bardziej zbliżała się do niezidentyfikowanej postaci tym bardziej łomotało jej serce. Z mroku wyłaniały się blond włosy i idealna postura. Malfoy.
- Czekałem na Ciebie – głowę miał opuszczoną nisko, patrzył na nią spod już długiej, platynowej grzywki. Ręce miał włożone w kieszenie od idealnie wykrojonych czarnych spodni od garnituru, w nie włożona była śnieżnobiała koszula. Na szyi miał zawiązany zielony krawat z godłem Slytherinu. Wyglądał… nieziemsko. Dlatego Hermiona stanęła jak wryta i patrzyła się w niego cielęcymi oczyma.
- N-n-n-na mnie? – wydukała.
- Masz jedyną marynarkę pasującą mi do tych spodni – szepnął blondyn i intensywnie popatrzył jej się w oczy.
- Oh tak, jasne – Hermiona zdołała się jakimś cudem opanować. Zimna krew, trzymaj zimną krew powtarzała sobie w głowie jak mantrę. W końcu ruszyła się z miejsca i podeszła bliżej chłopaka.
- To idziesz ze mną czy będziesz tutaj tak stał i uwodził inne dziewczyny? – rzuciła od niechcenia.
- Uwodził? A Ciebie uwiodłem? – zapytał się z nonszalanckim uśmiechem odrywając plecy od ściany i ruszając za Hermioną.
- Możesz sobie tylko pomarzyć! – zakpiła i ruszyła w stronę dormitorium.
            Merlinie. Jak ona ślicznie wyglądała. Czarna sukienka idealnie wręcz podkreślała jej wyśmienitą figurę. Nogi idealnie prezentowały się w szpilkach z czerwoną podeszwą. Była lekko wyzywająca, ale jaka seksowna. No i umiała chodzić w wysokich obcasach, co było rzadko spotykane  u dziewczyn noszących wysokie szpile. Draco szedł za nią powoli i dokładnie analizował każdy skrawek jej ciała. Sam się sobie dziwił, że myśli w TEN sposób o szlamie Granger, ale uwielbiał piękne kobiety. Nie mógł im się oprzeć. W tych czasach status krwi nie liczył się jak wcześniej. Z resztą. Jego myśli znał tylko on. No i jeszcze chyba Zabini się domyślał. Mniejsza o to. Dotarli w końcu pod drzwi ich dormitorium, żadne nie odezwało się słowem. Draco otworzył je i przepuścił Hermionę. Ta uśmiechnęła się zdziwiona i poprowadziła go do swojej części sypialni. Ślizgon nigdy wcześniej tu nie był, więc rozglądał się zaciekawiony. Tak jak myślał, każdy centymetr był wypełniony książkami i pergaminami oprócz szerokiego parapetu wypełnionego złoto-czerwonymi poduszkami.
- Trzymaj – Hermiona rzuciła mu dwie marynarki, a on zręcznie je złapał.
- Dzięki – powiedział i ruszył w stronę łazienki, żeby przejść do swojego dormitorium.
            Po wyjściu chłopaka brunetka musiała trochę ochłonąć. Nie wiedziała czemu zrobiło jej się cholernie gorąco i podeszła do okna. Owiał ją przyjemny i zimny wiaterek. Poczekała aż zrobi jej się chłodniej, przejrzała się w lustrze i poprawiła włosy. Odetchnęła głęboko i już była gotowa żeby wyjść. Przeszła przez pusty salon i zaraz po wyjściu natknęła się na Dracona.
- Pomyślałem, że jako para powinniśmy pójść tam razem – tak naprawdę to po prostu chciał na nią znowu popatrzeć, nie mógł się oprzeć. Bez dwóch zdań chciałby wejść na bal z taką pięknością.
- W sumie masz racje, nie sądzisz, że zrobimy zamieszanie? – zapytała trochę pewniejsza siebie Hermiona.
- Nie dbam o to – powiedział chłopak i poszedł w stronę Wielkiej Sali. Kiedy dotarli na miejsce sporo osób już  przyszło. Wszystkie dziewczyny wyglądały olśniewająco, a faceci nieziemsko przystojnie. Dziwne, bo Hermiona nie mogła nigdzie wypatrzeć Harrego i Rona. Ciekawe czy przyjdą. Dracon szybko się ulotnił, a do dziewczyny podbiegła uradowana Ginny.
- Miałaś być wcześniej, a nie dość, że się spóźniłaś pół godziny to jeszcze przychodzisz ramię w ramię z Draco! Co tu się dzieje?
- Pewna obślizgła fretka okazuje się jednak nie być taką obślizgłą jak się mogło wydawać, ot co! – powiedziała trochę tajemniczo dziewczyna. Po chwili jednak zorientowała się, że Ruda niezbyt pojęła aluzję więc szybko wyjaśniła – Oddawałam Draco marynarki, bo miał już deficyt.
- Aaaa spoko – powiedziała Gin – chodź idziemy się czegoś napić przed oficjalnym rozpoczęciem balu. Poszły w stronę baru udekorowanego w dynie i świece. No tak Noc Duchów, Halloween. Cała Wielka Sala była w podobnych klimatach. W drinkach pływały tandetne atrapy wydłubanych oczu, czy sztucznych szczęk. Niektóre dziewczyny nawet ubrały się w stereotypowe czapki czarownic. To była dobra noc na zabawę. Przyjaciółki zamówiły po szklaneczce z procentami i usiadły na wysokich barowych stołkach, żeby mieć najlepszy widok na wszystkich wchodzących do Sali. Na ich nieszczęście właśnie wpadła do środka wielka zielona kulka, która okazała się pędzącą Astorią. Zgrabnie wylądowała w ramionach Dracona. Hermionę trochę to ukuło w okolice serca, dziwne. Na salę wszedł Dyrektor i oficjalnie rozpoczął imprezę. Tradycyjnie pierwszy taniec należał do przybyłych par. Więc Dumbledore poprosił do tańca McGonagall i w końcu prawie wszyscy wirowali na parkiecie.
- Mogę prosić? – Hermionę z zadumy wyrwał męski głos.
- Sam powiedziałeś, że nie mam wyjścia Draco – odpowiedziała i delikatnie położyła swoją dłoń na jego dłoni. Z wielką gracją wyprowadził ją na środek parkietu. Położył jedną rękę na jej tali, a długą lekko uniósł tworząc tradycyjną ramę do walca. No tak mogłam się tego spodziewać westchnęła w myślach. Ślizgon był świetnym tancerzem. Pewnie prowadził ją po parkiecie. Wirowali. Po chwili wszystkie pary oczu wpatrywały się w nich. Niecodzienny widok. Potem chyba jednak stwierdzili, że robią to bo muszą, przecież inaczej on by nie dotknął szlamy. Nie wiedzieli, że każde z nich przeżywa tę chwilę inaczej. Draco wpatrywał się w nią tymi swoimi stalowymi oczami. W miejscach jego rąk Hermiona czuła przyjemne mrowienie. Takiej intensywności doznań jeszcze nie doświadczyła nigdy. Świat się dla niej zatrzymał. Kiedy skończyła się piosenka ze smutkiem oderwali się od siebie. Dziewczyna zaczarowana odeszła w stronę swojego miejsca.
- Wyglądaliście pięknie.
- Hmmm coo? – odpowiedziała zdezorientowana, zamyślona Hermi.
- Mówię, że wyglądaliście pięknie. Ty i Dracon. – powtórzyła Ginny.
- A daj spokój, jeden wymuszony taniec. To się więcej nie powtórzy. – westchnęła rozczarowana.
- A chciałabyś? – zapytała z nadzieją Ruda. Od dawna przypatrywała się tej dwójce. Od początku roku zachowywali się inaczej. Rozmawiała o tym z Blaisem. Wiedziała, że żadne z nich się nie przełamie tak szybko jak ona i Zabini. To będzie ciężka praca, jak hartowanie żelaza. Żmudne i powolne. Jednak warte wysiłku, jeśli tylko by obydwoje chcieli..zauważyć siebie.
- To nie ma znaczenia Gin. Nie powtórzy się i tyle – Hermiona bardzo posmutniała, więc została zaciągnięta  przez przyjaciółkę w stronę baru po coś mocniejszego. Siedziały i piły, straciły rachubę. Raz po raz po Ginny przychodził Blaise i wyciągał pijaną już dziewczynę na parkiet. O 22 młodsze klasy rozeszły się do siebie. Na Sali został tylko 7 rocznik. Nauczyciele dawno się rozeszli. Było dużo alkoholu i dobra muzyka. Impreza rozkręcił się na całego. Brunetka mocno pijana odmawiała kolejnym amantom tańca. Siedziała, czekała na Ginny i dobrze się bawiła. W pewnym momencie ktoś podszedł do niej od tyłu i mocno chwycił ją w pasie. Draco.
- Mmmmm ładnie pachniesz – westchnęła niekontrolowanie. Alkohol robił z nią co chciał.
- Zatańczysz? – zapytał. Chyba odpowiedziała mu twierdząco, bo wstała od baru i poszła na parkiet. Potem urwał jej się film.

sobota, 4 maja 2013

ROZDZIAŁ VII Marynarka

         Słońce wkradło się poprzez zasłony i wpadło do przestronnego gryfońskiego dormitorium, w którym dwie dziewczyny szykowały się do wyjścia. A raczej Ginny się szykowała, a Hermiona tylko marudziła, ze to całkowita strata czasu. Oczywiście, wybierały się na mecz Quiddicha. Problem był taki, że w przeciwnych drużynach staną Gryfoni i Ślizgoni. Gin już dawno wybrała, że będzie kibicowała swojemu oficjalnemu! Chłopakowi – Blaisowi. Zrezygnowała nawet ze swojego stanowiska w czerwono-złotych barwach. Nie kręciło już ją to jak dawniej, a teraz miała ochotę zaszaleć na trybunach. Dlatego już od rana wybierała dodatki, aby pasowały do Ślizgońskich strojów. Parę rzeczy musiała poprzerabiać, jak zwykłe tenisówki, czy czarny sweterek. Krawat zwinęła Zabiniemu. Podkręciła sobie jeszcze loki i stanęła przed lustrem. Wyglądała całkiem, całkiem. 
- Hermiona, ja Cię błagam! Musimy już wychodzić, żeby znaleźć znośne miejsca!
- No to idź – odburknęła dziewczyna – ja Cię wcale nie trzymam!
- Bez Ciebie nigdzie nie idę! Zepsujesz mi tylko zabawę…- posmutniała Ruda.
-Jaką zabawę? – zdziwiła się Hermi – w tym nie ma nic zabawnego! To tylko latanie bardzo wysoko nad ziemią. Przecież to jest cholernie niebezpieczne! Nie rozumiem jak komukolwiek… - nie dokończyła, bo Weslejówna jej przerwała.
-To mój ukochany sport, jedyna pasja! Zrozum to wreszcie. Ja Ci nie każę od razu wsiadać na miotłę. Chcę tylko utrzeć trochę nosa Ronowi! Jak zobaczy..- tym razem to rudej przerwano.
- Utrzeć nosa Ronowi, mówisz..? – Hermiona się zamyśliła, po czym zdecydowanym głosem powiedziała – skoro tak, to idę!
- Hahahah wiedziałam, że Cię przekonam! – wykrzyknęła uradowana Gryfonka – tylko teraz musimy Cię jakoś ubrać!
- Bez przesady Gin, nie wskoczę do wanny pełnej zielonej farby!
- O to się nie martw – mrugnęła do niej przyjaciółka – bez farby się obejdzie, ale trochę zieleni Ci nie zaszkodzi kochana.
Można by było się pokusić o określenie, ze wręcz wlazła cała do szafy Hermiony w poszukiwaniu nielicznych rzeczy w odcieniach zieleni i srebra. W końcu zadowolona wyszła z mebla i rzuciła ubraniami w brunetkę.
- Raz, raz! Przebieraj się i żadnego ale – szybko powiedziała widząc niewerbalne oznaki protestu na twarzy Hermiony – masz 10 min! Do łazienki!
- No dobra, już dobra, tylko na mnie nie krzycz – żachnęła się starsza z dziewczyn – Robię to tylko dlatego, żeby nie fizycznie skopać tyłek Ronaldowi.
- Jasne – powiedziała Gin – mniej gadania, więcej ubierania! No już! – machnęła wymownie rękami w stronę drzwi od łazienki i zamknęła dokładnie za Hermioną drzwi. Cierpliwie poczekała, aż przyjaciółka się ubierze i jakoś zmyślnie uczesze. Dziewczyna wyszła z łazienki. Wyglądała bardzo ładnie i mimo, że nie miała nigdzie godła Slytherinu można było się domyśleć komu kibicuje, poprzez zmyśle dobranie sweterka. Włosy miała tylko rozczesane i trochę utrwalone, ale tak żeby wyglądały dosyć naturalnie, ale jednak nie zwyczajnie. Uśmiechnęła się so przyjaciółki, złapała ją za rękę i wybiegły z pokoju w stronę boiska. Dotarły chwilkę przed rozpoczęciem meczu. Znalazły miejsca przeznaczone dla kibiców Slytherinu, wzbudzając niemałe zdziwienie. Przez chwilę czuły się obserwowane przez setki par oczu, jednak chwilę potem na trawę weszły obydwie drużyny i na szczęście przestały być obiektem plotek. Zagrzmiał pierwszy gwizdek i mecz się zaczął.
            Hermiona nie mogła jednak wiedzieć, że przez jej prawie-spóźnienie jeden z graczy niespokojnie się wiercił na swoim miejscu. Kapitan Ślizgońskiej drużyny niecierpliwie wodził wzrokiem po trybunach. W sumie sam nie miał pojęcia czemu. Wiedział, że dziewczyna, której szuka nie przychodziła na mecze. Miał tylko nadzieje… że jednak dzisiaj przyjdzie. W ten jeden z ważniejszych meczy. W którym chciał pokazać, że jest ponad Harrym, ponad wszystkim. Chciał jej udowodnić, że jest najlepszy. Tak, jej…
- Ziemia do Smoka, halo! – ktoś wrzasnął mu do ucha.
- Kurwa, nie krzycz. Czego chcesz? – warknął zdenerwowany do swojego czarnoskórego kumpla.
- Może jakieś słowa otuchy dla drużyny, co?
- Skopiemy im tyłki, to oczywiste! Zero litości, liczy się tylko wygrana! – krzyknął do swoich współgraczy. Odpowiedział mu krzyk wszystkich obecnych. Draco jednak cały czas wpatrywał się w Gryfońskie trybuny.
- Źle szukasz stary – Blaisem znowu był przy jego uchu, jednak tym razem szeptał – wypatrz burzę rudych loków, to ją też znajdziesz…
- Co Ty...? Czemu…? Zabini, przecież ja nikogo nie szukam, odwal się! – powiedział zdezorientowany chłopak.
- Jak wolisz – westchnął zrezygnowany mulat – ja wiem swoje. Podszedł do stojaka z miotłami i wziął swoją i blondyna. Zobaczył kątem oka jak jego przyjaciel uśmiecha się do siebie. Musiał wypatrzyć Hermionę, zobaczyć zielony sweter. Cieszył się, że Gin namówiła jednak brunetkę, żeby przyszła na mecz. To dużo dla Draco znaczyło, wiedział to, chociaż Smok nigdy mu o tym nie powiedział. Widział, że wojna, śmierć ojca, wszystko to zmieniło Zadufanego - W - Sobie - Wielkiego - Arystokratę w nastoletniego chłopaka, który miał dosyć cierpienia. Nikt, jego zdaniem, nie potrafi obudzić w Draconie tej właśnie osoby. Nikt oprócz Granger. 
            Przez cały mecz toczyła się zacięta walka o dominację. Każda z drużyn była świetnie wyszkolona. Najpoważniejszy pojedynek toczył się pomiędzy szukającymi – Malfoyem i Potterem. Tym razem jednak wygrała szybkość i to Draco był triumfatorem tego meczu. Ginny szalała, darła się w niebogłosy. Hermiona tylko szeroko się uśmiechała, że jednak Ronald nie będzie się puszył przez miesiąc z powodu wygranej. Ich plan się powiódł, Rudy zszedł z boiska z opuszczoną głową. Stała tak jeszcze jakiś czas, grzejąc się w popołudniowym słońcu, aż w końcu z zamyślenia wyrwała ją Gin.
- Chodź szybko, idziemy do szatni!
- Szatni? Jakiej szatni? Po co? – pytała zdezorientowana Gryfonka.
- Do Blaisa! Muszę mu pogratulować! – krzyczała podekscytowana.
- To idź sama, ja nie idę – Hermiona szybko odmówiła. Wcale nie chciała tam iść. Nie ma mowy. Nie tam gdzie Malfoy.
- Samej do paszczy smoka? A raczej węża hahahaha. Nie ma opcji kochana idziesz ze mną! Za dużo Ślizgonów jak na jedną małą, rudą, wredną.
- Idealnie byś sobie poradziła, co do tego nie mam wątpliwości – uśmiechnęła się brunetka.
- Wiem! – uradowała się Gin – ale razem zawsze raźniej, nie?
- Taaaak, raźniej.. -Powiedziała niezadowolona Hermi, ale dała się pociągnąć w stronę zielonej przebieralni.  
Kiedy weszły do środka wszystkie oczy skierowały się na nie. Jednak po chwili zobaczyły roześmianą twarz Blaisa idącego szybkim krokiem w stronę Rudej. Podszedł, złapał ją w pasie i podniósł.
- Co Kociaku, jesteś dumna ze swojego chłopaka? – pocałował ją czule na oczach wszystkich widzów.
- Nie schlebiaj sobie, jak dla mnie na pochwały zasłużył Draco – mrugnęła do blondyna, na co ten zareagował uśmiechem.
- Ale jak to? – obruszył się Zabini- jestem najlepszym ścigającym na świecie, nie dobijaj mnie! Bo będę zazdrosny o tego tam Tlenionego kretyna.
- Nie pozwalaj sobie Zabini, nie pamiętasz kto dał Ci pozycję ścigającego? – do rozmowy wtrącił się Draco.
- Zapracowałem sobie na nią! – Blaise wkurzył się już nie na żarty.
- Uspokój swojego faceta Ruda, bo jeszcze tu gotów się pobić – zaśmiał się Draco, po czym szybko przybrał swoją kamienną twarz. Właśnie spoglądnął w kąt, gdzie stała wystraszona Hermiona. On nie miał na sobie koszulki, doskonale było widać jego wyśmienicie zbudowane ciało. Przyglądał mu się z niemałym zainteresowaniem. Połechtało to jego ego, jednak nie dał się ponieść emocjom i szybko narzucił na siebie białą koszulę i zaczął zapinać guziki. Wyobraził sobie, że to palce Granger przekładają plastik przez dziurki. Hmmm albo jeszcze lepiej, rozpinają je…
- Blaise, mój kochany miśku. Oczywiście, że byłeś świetny – Gin starała się udobruchać jakoś chłopaka. Chciała mu nawet dać buzi.
- Nie chcę! – powiedział obrażony – Albo dobra, jednak chcę! – odwrócił się do swojej dziewczyny i przycisnął swoim ciałem do ściany.  Całowali się tak przez chwilę, póki ktoś ich nie wykopał za drzwi wraz z okrzykami ‘nie przy ludziach, spadać!’ Oni jednak uśmiechnęli się do siebie, złapali za ręce i poszli w stronę zamku zostawiając Hermionę samą przed szatnią Ślizgonów.  Włożyła ręce do kieszeni i powoli udała się w stronę błoni, aby jeszcze chwilę pooddychać Świerzym powietrzem. Na szczęście schowała do torebki książkę z transmutacji, więc kiedy dotarła do swojej ulubionej ławeczki usiadła i zatraciła się w czytaniu. Nie wiedziała kiedy zmaterializował się koło niej Cormac.
- Zapomniałaś o mnie – wyrwał ją z zadumy.
- O matko – pisnęła – ale mnie przestraszyłeś!
- Mięliśmy opijać wygraną u Madame Rosmerty, a zamiast tego my przegraliśmy, a Ty się uczysz – powiedział smutnym głosem.
- Przepraszam Cię bardzo – powiedziała troszeczkę speszona – nic straconego, dalej możemy tam iść!
- A masz ochotę? – zapytał z nadzieją.
- Oczywiście! – powiedziała z aprobatą.
Ruszyli w stronę wioski, wesoło rozmawiając. Gdy doszli do baru McLaggen nonszalancko przepuścił ją w drzwiach i zaprowadził do jak najbardziej oddalonego stolika. Zamówili po kremowym piwie. Bardzo szybko rozmowa wpłynęła na tematy, o których Hermiona nie chciała rozmawiać.
- Czemu widziałem Cię dzisiaj na trybunach Ślizgonów? – zapytał podchmielony już chłopak.
- Ginny mnie poprosiła, żebym z nią poszła … - niezgrabnie obroniła się brunetka.
- To nie ma nic do rzeczy! Tamta to dopiero ogłupiała! Jak mogła zejść się z kimś ze Slytherinu! Dziwka. – powiedział oburzony.
- Ej, ej nie pozwalaj sobie! Gin to moja przyjaciółka i nikt jej nie będzie w moim towarzystwie obrażał! – krzyknęła zdesperowana dziewczyna.
- No dobra, sory, sory nie chciałem. Po prostu tego nie rozumiem.
- Jest zakochana, tu nie ma nic do zrozumienia.
- A propos zakochania… Czy Ty masz kogoś?
- Durne pytanie, co Cię to interesuje? – Hermiona trochę się speszyła.
- Ty mnie interesujesz – wymruczał jej do ucha, a jego dłoń niebezpiecznie powędrowała na jej kolano. Szybko je strąciła i odsunęła się od pijanego już Cormaca.
- Przestań! Było bardzo miło, a Ty wszystko psujesz!
- Nie udawaj takiej cnotki śliczna – wybełkotał – przecież wiem czego chcesz.
-Nic nie wiesz! Jesteś zalany, wcale nie mam żadnej przyjemności z siedzenia z Tobą tutaj. Niech Cię jacyś kumple odprowadzą do domu. Ja wcale nie mam zamiaru! – krzyknęła już mocno zdenerwowana Hermiona. Wstała od stolika, rzuciła parę galeonów na bar i wychodząc trzasnęła drzwiami.
            Całej sytuacji przyglądał się samotny chłopak siedzący w kącie przy barze i pijący ognistą. W ciemności pomieszczenia widać było tylko jasną grzywkę i równe, białe zęby. Kiedy dziewczyna wyszyła on wstał i ruszył za nią. Szedł chwilę po jej śladach po czym zrównał z nią krok.
- Draco! Merlinie, ale mnie wystraszyłeś. Co Ty tutaj robisz? – powiedziała cicho zaskoczona Hermiona. Bała się odezwać głośniej, bała się, że czar pryśnie, że to tylko jej wyobraźnia, a on zaraz zniknie.
- Wracam do dormitorium – to jedyne co przyszło mu do głowy. Głupie, kretyńskie. Niegodne arystokraty.
- To widzę… - powiedziała cicho. Szli w milczeniu. Dziewczyna zaczynała trząść się z zimna, było późno, a ona bezmyślnie nie wzięła kurtki. Draco bez słowa ściągnął marynarkę i ułożył na ramionach Hermiony, a ona cicho się zaśmiała.
- Co? – zapytał zdezorientowany.
- Mam już jedną Twoją marynarkę, kiedyś nie zostanie Ci żadna, jak tak będziesz mnie ratował od zamarznięcia.
- Przeszkadza Ci to?
- Ani trochę.
- Mnie również.