Uczciwie uprzedzam, że jest rozdział ze sceną +18 :) Dziękuję za to, że jesteście i za komentarze. Licznik wariuje i chociaż nie jest tego wszystkiego tak dużo jak bym chciała to i tak się cieszę z tego wielkiego sukcesu! Komentujcie :) Kto chce się dowiedzieć czegoś więcej o opowiadaniu czy o mnie to link do aska jest po lewej stronie opowiadania !
***Gdyby każdy kto tu wchodzi i czyta zostawił komentarz, negatywny bądź pozytywny, byłoby prościej pisać, wiecie?
środa, 22 maja 2013
niedziela, 12 maja 2013
ROZDZIAŁ VIII Bal
Jesienne słońce usilnie
starało się wygrać zaciętą walkę z chmurami. Był to ostatni dzień października, ukochanego
miesiąca Hermiony. Sama nie potrafiła wyjaśnić dlaczego tak jest, trzeba było
to zaakceptować i tyle. Dlatego zaraz po ostatniej piątkowej lekcji wybiegła z
sali prosto na błonia. Założyła okulary przeciwsłoneczne, zarzuciła nogę na
nogę i wygodnie rozsiadła się na ławce delektując się ostatnimi promieniami
cieplutkiego słońca. Nie wiedziała dlaczego, ale poczuła wewnętrzny spokój.
Niby nie ustatkowała się jeszcze, ale wiedziała jakie życie chce wieść, w którą
iść stronę. Pierwszym jej sukcesem było pozbycie się
Wszystkiego-Się-Boję-Co-Związane-Z-Chłopakami-Hermiony. Cieszyła się w tego
bardzo. Była bardzo wdzięczna Ginny, że wymusiła na niej zmiany. Czasy się
zmieniły i nareszcie ona też. Trochę martwiło ją to, że nie ma już kontaktu z
Harrym i Ronem, ale miała Gin i była naprawdę szczęśliwa. Dzisiejszy dzień był
dla niej ostoją, ulubionym dniem w calusieńkim roku. Nie zorientowała się kiedy
zasnęła i śniła o czymś bardzo szczęśliwym.
- No jasna cholera Hermiona! – czyjś
zdenerwowany głos wyrwał ją z sennych marzeń.
- Merline, co się dzieje?! – zapytała
zdezorientowana przecierając zaspane oczy.
- Szukam Cię od prawie godziny! –
Hermiona zobaczyła przed twarzą burzę rudych włosów i bardzo groźny grymas.
- Gin, ale mnie przestraszyłaś!
- Ja? Ja przestraszyłam Ciebie? Czyś Ty
oszalała! To Ty przestraszyłaś mnie.
- Ja Ciebie? Dlaczego?
- BO JUŻ OD GODZINY POWINNYŚMY SIĘ
SZYKOWAĆ BA BAL – jej przyjaciółka w końcu wybuchnęła.
- Jaki bal, co Ty bredzisz?
- ZAPOMNIAŁAŚ? No nie wierzę! Lekcje
zrobić pamiętasz, urodziny wszystkich pamiętasz, pamiętasz nawet pogodę
siedemnaście dni temu o 12:34, ale o najważniejszych rzeczach zapominasz!
- No tak, było słonecznie pamiętam ten
dzień. Siedziałam wtedy na eliksirach ze Snapem
i wkurwiałam się, że w jego klasie nie ma okien i…
- Guzik mnie obchodzi co robiłaś o 12
ileśtam kiedyśtam! Zbieraj się i idziemy do Zamku!
- Kiedy Gin ja nawet nie mam sukienki.
Kompletnie wyleciało mi to z głowy. No i wizja spędzenia dzisiejszego wieczoru
z Malfoyem. Brrrr na samą myśl mam dreszcze. Ja chyba zostanę tutaj, jest tak
ciepło i przyjemnie. A nie to co w lodowatych ramionach tego dupka!
- Ramionach uuuuu ja nic nie wspominałam
o tym, że będziecie się obściskiwać, ale jeśli tylko o tym marzysz… - zakpiła z
niej Ginny.
- Oj dziewczyno tyś chyba rozum
straciła! To było tylko porównanie, niczego sobie nie myśl przypadkiem –
Hermiona pogroziła jej palcem
- Dobra, my tu gadu gadu, a za 2 godziny
zaczyna się impreza.
- Impreza? Sztywny bal w sukniach i
garniturach, jak zawsze.
- Nie zapominaj, że jesteśmy w 7 klasie!
Po 22 wyrzucamy młodych i rozkręcamy wszystko.
- Pff młodych, Ty też jesteś młodsza! –
Hermi uśmiechnęła się wrednie.
- Nie ma opcji, ja zostaje. Jestem,
kochanie, z Tobą w klasie tak dla przypomnienia. I to dzięki Tobie kontynuując
to przypominanie. Jesteś tak zapatrzona w swojego towarzysza z ławki, że już
mnie nie zauważasz?
- Siedzę z nim bo muszę! – żachnęła się
brunetka – przestań pieprzyć i chodź już.
- No nareszcie jakaś decyzja –
westchnęła Ruda i pobiegła ile sił w nogach w stronę swojego dormitorium
ciągnąc nieszczęśliwą Hermionę za sobą.
Ginny
dzieliła dormitorium jeszcze z dwiema dziewczynami, ale te poszły do swoich
koleżanek, więc dziewczyny miały całe pomieszczenie dla siebie. Ginny latała
tam i spowrotem jak burza w poszukiwaniu idealnych dodatków do kreacji, które
też jeszcze musiała skombinować. Że też nie wpadły na to, żeby pójść wcześniej
do Hogsmeade! Teraz musiała w popłochu znaleźć dwie super sukienki, żeby
obydwie były najpiękniejsze tego wieczora. Hermiona siedziała na łóżku i tylko
głupkowato się uśmiechała. W sumie nawet nabrała ochoty na bal, no i na późniejszą
obiecaną imprezę.
- Nareszcie! – krzyknęła Ginny i rzuciła
w Hermionę jej ubraniami jak to miała w zwyczaju – dobrze, że nosimy ten sam
rozmiar! – rzuciła na odchodnym i poszła się przebrać do łazienki. Brunetka
zaczęła przyglądać się zwitkowi rzeczy i starała się połapać co jest czym, aby
się w końcu ubrać i mieć to całe SZYKOWANIE z głowy. Pierwsze co jej przyszło
do głowy to : zabiję ją, przecież to jest
zdecydowanie z krótkie!, ale potem pomyślała, że można trochę
poeksperymentować i szybko założyła kuse ubranie.
Przejrzała się w dużym lustrze i z zadowoleniem otaksowała swoje obicie.
Wyglądała cudownie. Jeszcze tylko szybko podkręciła sobie loki.
W tym czasie z łazienki wyszła Gin. Wyglądała pięknie. Kolor sukienki idealnie
podkreślał jej włosy, a szpilki skutecznie wydłużały bardzo zgrabne nogi. Ginny
zdecydowanie robiła ogromne wrażenie. Włosy
szybciutko wyprostowała i zabrała się do malowania. Delikatny makijaż, zero
tapety i były gotowe. Wyrobiły się na 19:30. Bal rozpoczynał się o 20.
- Idziemy? – zapytała wyszykowana
Hermiona.
- Blaise ma po mnie przyjść. Poczekaj,
pójdziemy we trójkę.
- Niee, ja i tak chciałam być wcześniej,
żeby ogarnąć wszystko.
- Co tam jest do ogarniania? Wszystko
już zrobione przecież.
- Oh jako Prefekt powinnam być przed
czasem i tyle.
- Mogłabyś czasem dopuścić.
- Mogłabym, ale nie odpuszczę, przecież
wiesz.
- Wiem wiem..
- Do zobaczenia kociaku!
- Mrau – odpowiedziała Ginny wykonując
gest drapieżnego kotka wystawiającego pazurki. Wyglądała mega seksownie. Hahah ten Blaise to ma szczęście pomyślała
Hermiona i udała się w stronę pokoju wspólnego Gryffindoru i wyjścia przez
portret Grubej Damy. Lubiła to miejsce,
niestety musiała się z nim pożegnać już na samym początku roku i chyba nie
żałuje. W prywatnym dormitorium nikt jej nie przeszkadza. Jest dobrze.
Maszerowała dziarsko ciemnymi korytarzami w stronę Wielkiej Sali. W pewnym
momencie zauważyła ciemną postać opierającą się nonszalancko o ścianę. Przez
głowę przemknęło jej, żeby wziąć nogi za pas i uciekać, ale tylko podniosła
wyżej brodę i śmiało szła dalej. Im
bardziej zbliżała się do niezidentyfikowanej postaci tym bardziej łomotało jej
serce. Z mroku wyłaniały się blond włosy i idealna postura. Malfoy.
- Czekałem na Ciebie – głowę miał
opuszczoną nisko, patrzył na nią spod już długiej, platynowej grzywki. Ręce miał
włożone w kieszenie od idealnie wykrojonych czarnych spodni od garnituru, w nie
włożona była śnieżnobiała koszula. Na szyi miał zawiązany zielony krawat z
godłem Slytherinu. Wyglądał… nieziemsko. Dlatego Hermiona stanęła jak wryta i patrzyła
się w niego cielęcymi oczyma.
- N-n-n-na mnie? – wydukała.
- Masz jedyną marynarkę pasującą mi do
tych spodni – szepnął blondyn i intensywnie popatrzył jej się w oczy.
- Oh tak, jasne – Hermiona zdołała się
jakimś cudem opanować. Zimna krew, trzymaj
zimną krew powtarzała sobie w głowie jak mantrę. W końcu ruszyła się z
miejsca i podeszła bliżej chłopaka.
- To idziesz ze mną czy będziesz tutaj
tak stał i uwodził inne dziewczyny? – rzuciła od niechcenia.
- Uwodził? A Ciebie uwiodłem? – zapytał się
z nonszalanckim uśmiechem odrywając plecy od ściany i ruszając za Hermioną.
- Możesz sobie tylko pomarzyć! – zakpiła
i ruszyła w stronę dormitorium.
Merlinie.
Jak ona ślicznie wyglądała. Czarna sukienka idealnie wręcz podkreślała jej
wyśmienitą figurę. Nogi idealnie prezentowały się w szpilkach z czerwoną
podeszwą. Była lekko wyzywająca, ale jaka seksowna. No i umiała chodzić w
wysokich obcasach, co było rzadko spotykane u dziewczyn noszących wysokie szpile. Draco
szedł za nią powoli i dokładnie analizował każdy skrawek jej ciała. Sam się
sobie dziwił, że myśli w TEN sposób o szlamie Granger, ale uwielbiał piękne
kobiety. Nie mógł im się oprzeć. W tych czasach status krwi nie liczył się jak
wcześniej. Z resztą. Jego myśli znał tylko on. No i jeszcze chyba Zabini się
domyślał. Mniejsza o to. Dotarli w końcu pod drzwi ich dormitorium, żadne nie
odezwało się słowem. Draco otworzył je i przepuścił Hermionę. Ta uśmiechnęła
się zdziwiona i poprowadziła go do swojej części sypialni. Ślizgon nigdy
wcześniej tu nie był, więc rozglądał się zaciekawiony. Tak jak myślał, każdy
centymetr był wypełniony książkami i pergaminami oprócz szerokiego parapetu
wypełnionego złoto-czerwonymi poduszkami.
- Trzymaj – Hermiona rzuciła mu dwie
marynarki, a on zręcznie je złapał.
- Dzięki – powiedział i ruszył w stronę
łazienki, żeby przejść do swojego dormitorium.
Po
wyjściu chłopaka brunetka musiała trochę ochłonąć. Nie wiedziała czemu zrobiło
jej się cholernie gorąco i podeszła do okna. Owiał ją przyjemny i zimny wiaterek.
Poczekała aż zrobi jej się chłodniej, przejrzała się w lustrze i poprawiła
włosy. Odetchnęła głęboko i już była gotowa żeby wyjść. Przeszła przez pusty
salon i zaraz po wyjściu natknęła się na Dracona.
- Pomyślałem, że jako para powinniśmy pójść
tam razem – tak naprawdę to po prostu chciał na nią znowu popatrzeć, nie mógł
się oprzeć. Bez dwóch zdań chciałby wejść na bal z taką pięknością.
- W sumie masz racje, nie sądzisz, że
zrobimy zamieszanie? – zapytała trochę pewniejsza siebie Hermiona.
- Nie dbam o to – powiedział chłopak i poszedł
w stronę Wielkiej Sali. Kiedy dotarli na miejsce sporo osób już przyszło. Wszystkie dziewczyny wyglądały
olśniewająco, a faceci nieziemsko przystojnie. Dziwne, bo Hermiona nie mogła
nigdzie wypatrzeć Harrego i Rona. Ciekawe czy przyjdą. Dracon szybko się
ulotnił, a do dziewczyny podbiegła uradowana Ginny.
- Miałaś być wcześniej, a nie dość, że
się spóźniłaś pół godziny to jeszcze przychodzisz ramię w ramię z Draco! Co tu
się dzieje?
- Pewna obślizgła fretka okazuje się
jednak nie być taką obślizgłą jak się mogło wydawać, ot co! – powiedziała trochę
tajemniczo dziewczyna. Po chwili jednak zorientowała się, że Ruda niezbyt
pojęła aluzję więc szybko wyjaśniła – Oddawałam Draco marynarki, bo miał już
deficyt.
- Aaaa spoko – powiedziała Gin – chodź idziemy
się czegoś napić przed oficjalnym rozpoczęciem balu. Poszły w stronę baru
udekorowanego w dynie i świece. No tak Noc Duchów, Halloween. Cała Wielka Sala
była w podobnych klimatach. W drinkach pływały tandetne atrapy wydłubanych oczu,
czy sztucznych szczęk. Niektóre dziewczyny nawet ubrały się w stereotypowe
czapki czarownic. To była dobra noc na zabawę. Przyjaciółki zamówiły po
szklaneczce z procentami i usiadły na wysokich barowych stołkach, żeby mieć
najlepszy widok na wszystkich wchodzących do Sali. Na ich nieszczęście właśnie
wpadła do środka wielka zielona kulka, która okazała się pędzącą Astorią.
Zgrabnie wylądowała w ramionach Dracona. Hermionę trochę to ukuło w okolice
serca, dziwne. Na salę wszedł Dyrektor i oficjalnie rozpoczął imprezę.
Tradycyjnie pierwszy taniec należał do przybyłych par. Więc Dumbledore poprosił
do tańca McGonagall i w końcu prawie wszyscy wirowali na parkiecie.
- Mogę prosić? – Hermionę z zadumy
wyrwał męski głos.
- Sam powiedziałeś, że nie mam wyjścia
Draco – odpowiedziała i delikatnie położyła swoją dłoń na jego dłoni. Z wielką
gracją wyprowadził ją na środek parkietu. Położył jedną rękę na jej tali, a
długą lekko uniósł tworząc tradycyjną ramę do walca. No tak mogłam się tego spodziewać westchnęła w myślach. Ślizgon był
świetnym tancerzem. Pewnie prowadził ją po parkiecie. Wirowali. Po chwili
wszystkie pary oczu wpatrywały się w nich. Niecodzienny widok. Potem chyba
jednak stwierdzili, że robią to bo muszą, przecież inaczej on by nie dotknął
szlamy. Nie wiedzieli, że każde z nich przeżywa tę chwilę inaczej. Draco
wpatrywał się w nią tymi swoimi stalowymi oczami. W miejscach jego rąk Hermiona
czuła przyjemne mrowienie. Takiej intensywności doznań jeszcze nie doświadczyła
nigdy. Świat się dla niej zatrzymał. Kiedy skończyła się piosenka ze smutkiem
oderwali się od siebie. Dziewczyna zaczarowana odeszła w stronę swojego
miejsca.
- Wyglądaliście pięknie.
- Hmmm coo? – odpowiedziała zdezorientowana,
zamyślona Hermi.
- Mówię, że wyglądaliście pięknie. Ty i
Dracon. – powtórzyła Ginny.
- A daj spokój, jeden wymuszony taniec.
To się więcej nie powtórzy. – westchnęła rozczarowana.
- A chciałabyś? – zapytała z nadzieją
Ruda. Od dawna przypatrywała się tej dwójce. Od początku roku zachowywali się
inaczej. Rozmawiała o tym z Blaisem. Wiedziała, że żadne z nich się nie
przełamie tak szybko jak ona i Zabini. To będzie ciężka praca, jak hartowanie
żelaza. Żmudne i powolne. Jednak warte wysiłku, jeśli tylko by obydwoje
chcieli..zauważyć siebie.
- To nie ma znaczenia Gin. Nie powtórzy
się i tyle – Hermiona bardzo posmutniała, więc została zaciągnięta przez przyjaciółkę w stronę baru po coś
mocniejszego. Siedziały i piły, straciły rachubę. Raz po raz po Ginny
przychodził Blaise i wyciągał pijaną już dziewczynę na parkiet. O 22 młodsze
klasy rozeszły się do siebie. Na Sali został tylko 7 rocznik. Nauczyciele dawno
się rozeszli. Było dużo alkoholu i dobra muzyka. Impreza rozkręcił się na
całego. Brunetka mocno pijana odmawiała kolejnym amantom tańca. Siedziała,
czekała na Ginny i dobrze się bawiła. W pewnym momencie ktoś podszedł do niej
od tyłu i mocno chwycił ją w pasie. Draco.
- Mmmmm ładnie pachniesz – westchnęła
niekontrolowanie. Alkohol robił z nią co chciał.
- Zatańczysz? – zapytał. Chyba
odpowiedziała mu twierdząco, bo wstała od baru i poszła na parkiet. Potem urwał
jej się film.
sobota, 4 maja 2013
ROZDZIAŁ VII Marynarka
Słońce wkradło się poprzez zasłony i wpadło do przestronnego gryfońskiego dormitorium, w którym dwie dziewczyny szykowały się do wyjścia. A raczej Ginny się szykowała, a Hermiona tylko marudziła, ze to całkowita strata czasu. Oczywiście, wybierały się na mecz Quiddicha. Problem był taki, że w przeciwnych drużynach staną Gryfoni i Ślizgoni. Gin już dawno wybrała, że będzie kibicowała swojemu oficjalnemu! Chłopakowi – Blaisowi. Zrezygnowała nawet ze swojego stanowiska w czerwono-złotych barwach. Nie kręciło już ją to jak dawniej, a teraz miała ochotę zaszaleć na trybunach. Dlatego już od rana wybierała dodatki, aby pasowały do Ślizgońskich strojów. Parę rzeczy musiała poprzerabiać, jak zwykłe tenisówki, czy czarny sweterek. Krawat zwinęła Zabiniemu. Podkręciła sobie jeszcze loki i stanęła przed lustrem. Wyglądała całkiem, całkiem.
- Hermiona, ja Cię błagam! Musimy już wychodzić, żeby znaleźć znośne miejsca!
- No to idź – odburknęła dziewczyna – ja Cię wcale nie trzymam!
- Bez Ciebie nigdzie nie idę! Zepsujesz mi tylko zabawę…- posmutniała Ruda.
-Jaką zabawę? – zdziwiła się Hermi – w tym nie ma nic zabawnego! To tylko latanie bardzo wysoko nad ziemią. Przecież to jest cholernie niebezpieczne! Nie rozumiem jak komukolwiek… - nie dokończyła, bo Weslejówna jej przerwała.
-To mój ukochany sport, jedyna pasja! Zrozum to wreszcie. Ja Ci nie każę od razu wsiadać na miotłę. Chcę tylko utrzeć trochę nosa Ronowi! Jak zobaczy..- tym razem to rudej przerwano.
- Utrzeć nosa Ronowi, mówisz..? – Hermiona się zamyśliła, po czym zdecydowanym głosem powiedziała – skoro tak, to idę!
- Hahahah wiedziałam, że Cię przekonam! – wykrzyknęła uradowana Gryfonka – tylko teraz musimy Cię jakoś ubrać!
- Bez przesady Gin, nie wskoczę do wanny pełnej zielonej farby!
- O to się nie martw – mrugnęła do niej przyjaciółka – bez farby się obejdzie, ale trochę zieleni Ci nie zaszkodzi kochana.
Można by było się pokusić o określenie, ze wręcz wlazła cała do szafy Hermiony w poszukiwaniu nielicznych rzeczy w odcieniach zieleni i srebra. W końcu zadowolona wyszła z mebla i rzuciła ubraniami w brunetkę.
- Raz, raz! Przebieraj się i żadnego ale – szybko powiedziała widząc niewerbalne oznaki protestu na twarzy Hermiony – masz 10 min! Do łazienki!
- No dobra, już dobra, tylko na mnie nie krzycz – żachnęła się starsza z dziewczyn – Robię to tylko dlatego, żeby nie fizycznie skopać tyłek Ronaldowi.
- Jasne – powiedziała Gin – mniej gadania, więcej ubierania! No już! – machnęła wymownie rękami w stronę drzwi od łazienki i zamknęła dokładnie za Hermioną drzwi. Cierpliwie poczekała, aż przyjaciółka się ubierze i jakoś zmyślnie uczesze. Dziewczyna wyszła z łazienki. Wyglądała bardzo ładnie i mimo, że nie miała nigdzie godła Slytherinu można było się domyśleć komu kibicuje, poprzez zmyśle dobranie sweterka. Włosy miała tylko rozczesane i trochę utrwalone, ale tak żeby wyglądały dosyć naturalnie, ale jednak nie zwyczajnie. Uśmiechnęła się so przyjaciółki, złapała ją za rękę i wybiegły z pokoju w stronę boiska. Dotarły chwilkę przed rozpoczęciem meczu. Znalazły miejsca przeznaczone dla kibiców Slytherinu, wzbudzając niemałe zdziwienie. Przez chwilę czuły się obserwowane przez setki par oczu, jednak chwilę potem na trawę weszły obydwie drużyny i na szczęście przestały być obiektem plotek. Zagrzmiał pierwszy gwizdek i mecz się zaczął.
Hermiona nie mogła jednak wiedzieć, że przez jej prawie-spóźnienie jeden z graczy niespokojnie się wiercił na swoim miejscu. Kapitan Ślizgońskiej drużyny niecierpliwie wodził wzrokiem po trybunach. W sumie sam nie miał pojęcia czemu. Wiedział, że dziewczyna, której szuka nie przychodziła na mecze. Miał tylko nadzieje… że jednak dzisiaj przyjdzie. W ten jeden z ważniejszych meczy. W którym chciał pokazać, że jest ponad Harrym, ponad wszystkim. Chciał jej udowodnić, że jest najlepszy. Tak, jej…
- Ziemia do Smoka, halo! – ktoś wrzasnął mu do ucha.
- Kurwa, nie krzycz. Czego chcesz? – warknął zdenerwowany do swojego czarnoskórego kumpla.
- Może jakieś słowa otuchy dla drużyny, co?
- Skopiemy im tyłki, to oczywiste! Zero litości, liczy się tylko wygrana! – krzyknął do swoich współgraczy. Odpowiedział mu krzyk wszystkich obecnych. Draco jednak cały czas wpatrywał się w Gryfońskie trybuny.
- Źle szukasz stary – Blaisem znowu był przy jego uchu, jednak tym razem szeptał – wypatrz burzę rudych loków, to ją też znajdziesz…
- Co Ty...? Czemu…? Zabini, przecież ja nikogo nie szukam, odwal się! – powiedział zdezorientowany chłopak.
- Jak wolisz – westchnął zrezygnowany mulat – ja wiem swoje. Podszedł do stojaka z miotłami i wziął swoją i blondyna. Zobaczył kątem oka jak jego przyjaciel uśmiecha się do siebie. Musiał wypatrzyć Hermionę, zobaczyć zielony sweter. Cieszył się, że Gin namówiła jednak brunetkę, żeby przyszła na mecz. To dużo dla Draco znaczyło, wiedział to, chociaż Smok nigdy mu o tym nie powiedział. Widział, że wojna, śmierć ojca, wszystko to zmieniło Zadufanego - W - Sobie - Wielkiego - Arystokratę w nastoletniego chłopaka, który miał dosyć cierpienia. Nikt, jego zdaniem, nie potrafi obudzić w Draconie tej właśnie osoby. Nikt oprócz Granger.
Przez cały mecz toczyła się zacięta walka o dominację. Każda z drużyn była świetnie wyszkolona. Najpoważniejszy pojedynek toczył się pomiędzy szukającymi – Malfoyem i Potterem. Tym razem jednak wygrała szybkość i to Draco był triumfatorem tego meczu. Ginny szalała, darła się w niebogłosy. Hermiona tylko szeroko się uśmiechała, że jednak Ronald nie będzie się puszył przez miesiąc z powodu wygranej. Ich plan się powiódł, Rudy zszedł z boiska z opuszczoną głową. Stała tak jeszcze jakiś czas, grzejąc się w popołudniowym słońcu, aż w końcu z zamyślenia wyrwała ją Gin.
- Chodź szybko, idziemy do szatni!
- Szatni? Jakiej szatni? Po co? – pytała zdezorientowana Gryfonka.
- Do Blaisa! Muszę mu pogratulować! – krzyczała podekscytowana.
- To idź sama, ja nie idę – Hermiona szybko odmówiła. Wcale nie chciała tam iść. Nie ma mowy. Nie tam gdzie Malfoy.
- Samej do paszczy smoka? A raczej węża hahahaha. Nie ma opcji kochana idziesz ze mną! Za dużo Ślizgonów jak na jedną małą, rudą, wredną.
- Idealnie byś sobie poradziła, co do tego nie mam wątpliwości – uśmiechnęła się brunetka.
- Wiem! – uradowała się Gin – ale razem zawsze raźniej, nie?
- Taaaak, raźniej.. -Powiedziała niezadowolona Hermi, ale dała się pociągnąć w stronę zielonej przebieralni.
Kiedy weszły do środka wszystkie oczy skierowały się na nie. Jednak po chwili zobaczyły roześmianą twarz Blaisa idącego szybkim krokiem w stronę Rudej. Podszedł, złapał ją w pasie i podniósł.
- Co Kociaku, jesteś dumna ze swojego chłopaka? – pocałował ją czule na oczach wszystkich widzów.
- Nie schlebiaj sobie, jak dla mnie na pochwały zasłużył Draco – mrugnęła do blondyna, na co ten zareagował uśmiechem.
- Ale jak to? – obruszył się Zabini- jestem najlepszym ścigającym na świecie, nie dobijaj mnie! Bo będę zazdrosny o tego tam Tlenionego kretyna.
- Nie pozwalaj sobie Zabini, nie pamiętasz kto dał Ci pozycję ścigającego? – do rozmowy wtrącił się Draco.
- Zapracowałem sobie na nią! – Blaise wkurzył się już nie na żarty.
- Uspokój swojego faceta Ruda, bo jeszcze tu gotów się pobić – zaśmiał się Draco, po czym szybko przybrał swoją kamienną twarz. Właśnie spoglądnął w kąt, gdzie stała wystraszona Hermiona. On nie miał na sobie koszulki, doskonale było widać jego wyśmienicie zbudowane ciało. Przyglądał mu się z niemałym zainteresowaniem. Połechtało to jego ego, jednak nie dał się ponieść emocjom i szybko narzucił na siebie białą koszulę i zaczął zapinać guziki. Wyobraził sobie, że to palce Granger przekładają plastik przez dziurki. Hmmm albo jeszcze lepiej, rozpinają je…
- Blaise, mój kochany miśku. Oczywiście, że byłeś świetny – Gin starała się udobruchać jakoś chłopaka. Chciała mu nawet dać buzi.
- Nie chcę! – powiedział obrażony – Albo dobra, jednak chcę! – odwrócił się do swojej dziewczyny i przycisnął swoim ciałem do ściany. Całowali się tak przez chwilę, póki ktoś ich nie wykopał za drzwi wraz z okrzykami ‘nie przy ludziach, spadać!’ Oni jednak uśmiechnęli się do siebie, złapali za ręce i poszli w stronę zamku zostawiając Hermionę samą przed szatnią Ślizgonów. Włożyła ręce do kieszeni i powoli udała się w stronę błoni, aby jeszcze chwilę pooddychać Świerzym powietrzem. Na szczęście schowała do torebki książkę z transmutacji, więc kiedy dotarła do swojej ulubionej ławeczki usiadła i zatraciła się w czytaniu. Nie wiedziała kiedy zmaterializował się koło niej Cormac.
- Zapomniałaś o mnie – wyrwał ją z zadumy.
- O matko – pisnęła – ale mnie przestraszyłeś!
- Mięliśmy opijać wygraną u Madame Rosmerty, a zamiast tego my przegraliśmy, a Ty się uczysz – powiedział smutnym głosem.
- Przepraszam Cię bardzo – powiedziała troszeczkę speszona – nic straconego, dalej możemy tam iść!
- A masz ochotę? – zapytał z nadzieją.
- Oczywiście! – powiedziała z aprobatą.
Ruszyli w stronę wioski, wesoło rozmawiając. Gdy doszli do baru McLaggen nonszalancko przepuścił ją w drzwiach i zaprowadził do jak najbardziej oddalonego stolika. Zamówili po kremowym piwie. Bardzo szybko rozmowa wpłynęła na tematy, o których Hermiona nie chciała rozmawiać.
- Czemu widziałem Cię dzisiaj na trybunach Ślizgonów? – zapytał podchmielony już chłopak.
- Ginny mnie poprosiła, żebym z nią poszła … - niezgrabnie obroniła się brunetka.
- To nie ma nic do rzeczy! Tamta to dopiero ogłupiała! Jak mogła zejść się z kimś ze Slytherinu! Dziwka. – powiedział oburzony.
- Ej, ej nie pozwalaj sobie! Gin to moja przyjaciółka i nikt jej nie będzie w moim towarzystwie obrażał! – krzyknęła zdesperowana dziewczyna.
- No dobra, sory, sory nie chciałem. Po prostu tego nie rozumiem.
- Jest zakochana, tu nie ma nic do zrozumienia.
- A propos zakochania… Czy Ty masz kogoś?
- Durne pytanie, co Cię to interesuje? – Hermiona trochę się speszyła.
- Ty mnie interesujesz – wymruczał jej do ucha, a jego dłoń niebezpiecznie powędrowała na jej kolano. Szybko je strąciła i odsunęła się od pijanego już Cormaca.
- Przestań! Było bardzo miło, a Ty wszystko psujesz!
- Nie udawaj takiej cnotki śliczna – wybełkotał – przecież wiem czego chcesz.
-Nic nie wiesz! Jesteś zalany, wcale nie mam żadnej przyjemności z siedzenia z Tobą tutaj. Niech Cię jacyś kumple odprowadzą do domu. Ja wcale nie mam zamiaru! – krzyknęła już mocno zdenerwowana Hermiona. Wstała od stolika, rzuciła parę galeonów na bar i wychodząc trzasnęła drzwiami.
Całej sytuacji przyglądał się samotny chłopak siedzący w kącie przy barze i pijący ognistą. W ciemności pomieszczenia widać było tylko jasną grzywkę i równe, białe zęby. Kiedy dziewczyna wyszyła on wstał i ruszył za nią. Szedł chwilę po jej śladach po czym zrównał z nią krok.
- Draco! Merlinie, ale mnie wystraszyłeś. Co Ty tutaj robisz? – powiedziała cicho zaskoczona Hermiona. Bała się odezwać głośniej, bała się, że czar pryśnie, że to tylko jej wyobraźnia, a on zaraz zniknie.
- Wracam do dormitorium – to jedyne co przyszło mu do głowy. Głupie, kretyńskie. Niegodne arystokraty.
- To widzę… - powiedziała cicho. Szli w milczeniu. Dziewczyna zaczynała trząść się z zimna, było późno, a ona bezmyślnie nie wzięła kurtki. Draco bez słowa ściągnął marynarkę i ułożył na ramionach Hermiony, a ona cicho się zaśmiała.
- Co? – zapytał zdezorientowany.
- Mam już jedną Twoją marynarkę, kiedyś nie zostanie Ci żadna, jak tak będziesz mnie ratował od zamarznięcia.
- Przeszkadza Ci to?
- Ani trochę.
- Mnie również.
Subskrybuj:
Posty (Atom)