czwartek, 25 kwietnia 2013

ROZDIZAŁ VI Powiew


Chciałam Wam wszystkim podziękować za wszystkie słowa pod moim wcześniejszym postem. Przepraszam, za groźbę zamknięcia opowiadania, ale serio nie wiedziałam co mam zrobić. Jednak kiedy zobaczyłam pierwszy post od razu wzięłam się za pisanie, bo ciągnęłabym to opowiadanie nawet dla jednego czytelnika. To, że jest Was więcej bardzo mnie cieszy i napędza do działania. Mam nadzieję, że kolejna cześć opowiadania Was nie zawiedzie, jeśli coś będzie fatalnego po prostu piszcie. BŁAGAM PISZCIE. Chcę znać Waszą opinię, bo jest bardzo pomocna do ogarniania kolejnych rozdziałów. Ach no i chciałam wam z góry powiedzieć, że NIE lecę na fejma na komentarze.  Jestem tu po prostu nowa i to moje pierwsze opowiadanie.
***
Było bardzo ciepło, liście spadały z drzew, wielkimi krokami nadchodziła jesień. Bijąca Wierzba w złości strącała z siebie ostatnie, najodważniejsze ptaki. Razem z melancholią dnia czas mijał bardzo powoli. Uczniowie chodzili jak zaklęci korytarzami, nie działo się zupełnie nic. Od tamtego dnia, kiedy dziwna sala zamknęła w sobie dwóch odwiecznych wrogów minęło już prawie 2 tygodnie. Nie da się ukryć, że to było niecodzienne zdarzenie i każdy musiał je przetrawić po swojemu. W prawdzie Ginny i Blaise szybko o tym zapomnieli, ale Hermiona i Draco myśleli o tym intensywnie i nikomu się nie potrafili z tej rozterki zwierzyć. Chodzili ciemnymi korytarzami zamku i nawet się do siebie nie odzywali. Ta cisza czasami była tak ciążąca, że aż bolało serce. Jak człowiek może się tak różnić od drugiego człowieka? Dla nich te kilka godzin było niewyobrażalnie niepokojące. Dla niej – bo on dotknął ją bez żadnego ale.
 Dla niego – bo utopił się w kolorze jej oczu. Nigdy jeszcze się nie zakochał. Kobiety… były dla niego zabawką. Mógł je mieć, mogło ich nie być. Miłość? A kto się teraz w to bawi? BŁAGAM! Sex uważał za coś doraźnego, za darmo, czy za pieniądze – żadna różnica. Jednej nocy byłaś, rano nie pamiętał Twojego imienia. Tym razem coś delikatnie skrobało w jego podświadomość. Pukało, szeptało. Powiew wiatru. Draco był typem człowieka, którego ciężko było zmienić. Miał serce wykute z wiecznego lodu. I nagle zaczęło topnieć. Nie gwałtownie, powolutku. Widział ją obok siebie i chciał ją dotknąć. Odrzucał od siebie te myśli, a one wracały jak bumerang. Nagle miał ochotę się postarać, zdobyć jej serce. Po cichu się bał, że ona tego nie będzie chciała. Nienawidził strachu. Dlatego nie dopuszczał do siebie myśli, że kiedykolwiek jej to powie. To go bolało, Draco cierpiał. Facet lat 17 czuł ból z powodu miłości. Ślizgon czuł ból z powodu miłości. To przeczyło ogólnodostępnie powszechnym zasadom, tak nie powinno być. Chciał to zwalczyć, bił się sam ze sobą. Nie spał w nocy. Czekał. Czekał, aż znowu ją zobaczy.
Jednak starał się nie dać omotać tym wszystkim uczuciom. UCZUCIE. Nowe słowo w jego słowniku. Nigdy go nie doświadczył i może dlatego teraz było mu ciężko. Tak naprawdę to przez całe życie mu było ciężko. Dlatego jest tym kim jest i cholernie mu się to podobało. Ludzie czuli do niego respekt, dbał o siebie i był groźny. W sumie to nie miał zbyt wiele do roboty w tej szkole po zniszczeniu Voldemorta. Odhaczał obecności na lekcjach, chociaż mógłby spokojnie z nich zrezygnować, bo sam się uczył dla siebie i wszystko co robią na zajęciach to dla niego tylko powtórka. Najbardziej chciał się skupić na grze w Quidditcha. To sprawiało mu przyjemność i usprawniało jego fizyczność. Jako kapitan drużyny i szukający miał najwięcej do powiedzenia w tej sprawie. Ślizgoni starali się po puchar więc Draco ustalał coraz to bardziej ciężki grafik treningów. Często aby się oderwać od codzienności brał swoją miotłę i ruszał na boisko. Lubił prędkość, lubił wysokość, lubił czuć wiatr we włosach. Mało na tym chorym świecie było rzeczy, które sprawiały mu przyjemność. Oprócz ognistej gra była jego drugą miłością, drugim imieniem.
Na dzisiejsze popołudnie zapowiadali deszcz i wiatr, ale to nie zraziło blondyna. Po zajęciach szybko wyszedł z sali, nie czekając na Blaisa, który pewnie i tak chciał spędzić piątkową noc u Rudej. Hahahah głupi, zakochany chłopak. Chociaż Ginny miała temperament i była czystej krwi, więc Draco nie mógł nic zarzucić kumplowi. Postanowił, że się po prostu do niej przyzwyczai. No i Gin dzieliła z Draconem jego pasję, Quidditch. Ten rozejm chyba jest do przyjęcia. Gdy dotarł do szatni Ślizgonów złapał miotłę i ruszył na boisko. On sam jeden i ogromna przestrzeń. Jak zacznie wiać będzie o wiele ciekawiej. Szybko wskoczył na miotłę i zatracił się w treningu. Myślał o swojej przeszłości, o znaku Śmierciożerców wypalonym na przedramieniu, o matce i o dużych czekoladowych oczach… STOP! Nie rozumiał, jak mogła w nim zachodzić tak przerażająca zmiana. Nie chciał tego, w życiu! Co by powiedzieli inni? W sumie głęboko w dupie miał ich zdanie, ale musiał trzymać fason. MUSIAŁ. Hermiona była ładna, była zabawna, wesoła. Ale była szlamą do cholery! Draconie Malfoyu masz się natychmiast doprowadzić do porządku! Nie pozwól sobie na coś, czego będziesz potem żałował. Nie zaznałeś miłości i nigdy jej nie zaznasz. Z resztą, ona Cię nienawidzi i koniec. Nie wiedział ile czasu spędził na ćwiczeniu zwodów, uników, zwiększaniu swojej prędkości i perfekcji lotu. Upływający czas dostrzegł w momencie, kiedy blask Księżyca oświetlił mu twarz i stwierdził, że już chyba na dzisiaj wystarczy. Jeszcze mu brakowało jakiegoś durnego szlabanu za włóczenie się po nocach.
Wracając do Dormitorium błagał w myślach, żeby nie spotkać Gryfonki. Nie wiedział, czy jest gotowy na jakąkolwiek konfrontację z dziewczyną. Musiał się trzymać sam i przy okazji nie zadawać naumyślnie dziewczynie bólu. Podsumowując jej dotychczasowe życie, dużo się nacierpiała z winy jego rodziny. Zastanawiał się dużo, każdy wiedział, że Draco nie jest rozmowną osobą. Tylko, że nikt nie spodziewał się, że przedmiotem jego rozmyślań jest nie kto inny jak sama Hermiona – Wiem- Wszystko- Granger. Przestał chodzić do biblioteki w obawie, że może przez przypadek ją tam spotka.
Nie wziął jednak jednej rzeczy pod uwagę. Hermiona też się zmieniła. Każdy z nich przechodził dziwny okres.  Taki, którego żadne z nich nie miało ochoty przechodzić. Nie zdawało sobie sprawy jakie konsekwencje może ta zmiana ze sobą nieść. W przypadku dziewczyny konsekwencje były kolosalne. Zmieniał się fizycznie i psychicznie trochę też. Oczywiście nadal była dla niej najważniejsza nauka i stawiała ją na pierwszym miejscu. Ale wiedza ustępowała trochę ciekawości świata.  Hermi nie miała jeszcze za sobą pierwszego razu, bo nikt się nią wcześniej w TAKI sposób nie interesował. Teraz kiedy baaaaardzo (zdaniem Ginny) się zmieniła zaczęła zauważać, że chłopcy w szkole się za nią oglądają. Dla niej to było tylko ‘naczynie’, ważna była dusza w środku. Zawsze tak uważała i nikogo nie oceniała po wyglądzie. Brzydzili ją trochę faceci śliniący się do niej, ale też było to dla niej nowe uczucie, przyjemne. Niecodzienne. Zaczęła się lepiej ubierać (oczywiście dzięki Rudej). Zazdrościła trochę przyjaciółce Blaisa i mimo, że Ślizgon nie był w jej typie to czasami nie mogła oderwać od niego oczu. Zastanawiała się długo jaki był jej typ? O sytuacji w Sali chciała po prostu zapomnieć. Tamta noc dla niej nie istniała, ten chłopak dla niej nie istniał. Był jej wrogiem i chciałaby, żeby tak pozostało. Czasem dziwiła się, że go nigdzie nie spotyka, ale sprawnie czyściła te myśli ze swojej pamięci. Był tylko jeden dowód na to, że tamto wydarzenie miało miejsce. Pięknie skrojona, czarna, męska marynarka na wieszaku w jej szafie. Usilnie starała sobie wmówić, że nie oddała jej, bo nie miała jeszcze okazji, a nie dlatego, że tak cudownie pachniała… NIE. Zdecydowanie musi coś zrobić. Przy najbliższej okazji. Dlatego, kiedy wybierała się na obiad starała się wyglądać ładnie.
- Ginny! Jak dobrze Cię widzieć z powrotem na starych śmieciach!
- Wiesz, trzeba czasem się pospolitować – uśmiechnęła się Radoście Ruda – Bardzo ładnie wyglądasz! Nareszcie! – wykrzyknęła uradowana.
-  No nie przesadzaj, popatrz na siebie! Wyglądasz cholernie rewelacyjnie!
            I to była prawda. Mimo, ze Ginny była młodsza o rok, totalnie nie było po niej tego widać. Zawsze ubierała się z fasonem, a od kiedy zaczęła chodzić z Blaisem była kwitnąca. Dzisiaj miała na sobie krótką sukienkę o granatowym kolorze i rozwiane włosy  
- Chyba nie muszę Ci przypominać, że jutro mecz? – zapytała Ruda.
- Jaki mesz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie skonsternowana Herm.
- Quiddicha! Ślizgoni przeciwko Gryfonom, nie pamiętasz?!
- Gin, ile razy mam Ci powtarzać? W ogóle nie interesuje mnie tak gra, nie lubię jej. Od kiedy odeszłaś z drużyny nawet myślę o tym, żeby marnować cenny czas na jakieś głupoty.
- Hermiona, ale przecież Blaise gra… Musze mu iść kibicować! Obiecałam to mu. Będę się czuła cholernie źle, jako jedyna Gryfonka na zielonych trybunach.
- To nie idź w ogóle, ja nie mam na to czasu ani ochoty.
- Hermiiiiiiiiiiiiiiiii proooooszę – Ginny zrobiła kocie oczy i wpatrywała się nimi w przyjaciółkę.
- No dobrze już, dobrze! Tylko jeden mecz. Nic więcej. – mruknęła pod nosem nieszczęśliwa brunetka.
- DZIĘKUĘ CI! Zaraz polecę powiedzieć Blaisowi, że będziemy, ucieszy się. – krzyknęła Gin i poleciała do swojego chłopaka.
- Och w to nie wątpię – powiedziała sama do siebie zrezygnowana Hermiona. Nie była jednak świadoma tego, że ktoś jest świadkiem tej szybkiej wymiany zdań i kiedy odwróciła się, aby nalać sobie soku napotkała wściekłe oczy Rona.
- A teraz masz jeszcze zamiar kibicować Ślizgonom?! Odbiło Ci?! Czy Ty postradałaś rozum? Na Merlina! Nie wierzę! – powiedział cały czerwony na twarzy.
- To nie Twój interes Ronald! – odszczekała wściekła już dziewczyna.
- A właśnie, że mój! To jest Twój psi obowiązek kibicować własnej drużynie! – teraz to już ostro przesadził, mówiąc do niej tak wulgarnie, a na dodatek złapał ją boleśnie za nadgarstek.
- Dosyć Ron! Mam już Ciebie serdecznie dosyć! Nie mogę uwierzyć, że masz czelność tak do mnie mówić. Znikaj z mojego życia! Nie chcę Cię znać! – Hermionę naprawdę zabolało to, co powiedział do niej chłopak, przez niego tylko czułą się jeszcze gorzej. Nie dość, że była wyobcowana ze środowiska jako prefekt, to jeszcze na dodatek on ma czelność upokarzać ją na oczach całej Wielkiej Sali! Wszystko w niej wrzało i zadecydowała, że z wielką ochotą pójdzie na mecz wbrew ex przyjacielowi. I będzie głośno kibicować Blaisowi. I ubierze się odpowiednio do okazji. Tak, tak właśnie zrobi. Usiadła na końcu stołu, żeby w spokoju dokończyć obiad. Gdy znalazła miejsce, okazało się, że siedzi koło Cormaca McLaggena. Nieśmiało uśmiechnęła się do blondyna i zajęła się swoim daniem. Chłopak przyglądał jej się z wymalowanym pożądaniem na twarzy, ale że Hermiona nie była oblatana w takich sprawach nie szczególnie zwróciła na to uwagę. Nagle od stołu wstał Dyrektor i podszedł do mównicy. Chwilę się zastanawiał, co ma powiedzieć, poprawił brodę i okulary i przemówił:
- Ciszaaaaaa, przestańcie pałaszować pyszne smakołyki i na chwilę mnie posłuchajcie. Niedługo, jak pewnie się wszyscy orientują będzie Halloween. Z tej okazji Rada Nauczycielska postanowiła zorganizować bal. Odbywać to się będzie na takich zasadach, że chłopcy mogą zapraszać dziewczyny, dziewczyny chłopców i oczywiście sami także możecie przyjść. Proponuję ubrać się odpowiednio do sytuacji… - Dumbledore jeszcze coś mówił i Hermiona bardzo chciała go posłuchać, ale poczuła, że ktoś ją szturcha w ramię.
- Hermiona – szepną Cormac – nie wybrałabyś się może z takim przystojniakiem jak ja na ten bal?
- No nie wiem, jeszcze się chciałam zastanowić, czy w ogóle tam iść – odszepnęła niezdecydowanie.
- Dawaj, będzie super zabawa, zaszalejemy!
- Och skoro tak mówisz, to w po…- nie zdążyła dokończyć, bo przerwały jej dziwne słowa dyrektora, które dotyczyły jej osoby.
- Chciałbym zakomunikować zanim ktokolwiek zaprosi kogokolwiek na zabawę, że jest jeszcze jeden warunek. Otóż, w ramach pozycji Prefekta Naczelnego, uczniowie na tym stanowisku mają dobrać się w pary według oto tej zasady. Ślizdon z Gryfonką i Puchon z Krukonką. Dziękuję za uwagę. – Dumbledore skończył wypowiedź, tajemniczo uśmiechnął się do Hermiony i zszedł z mównicy.
- No nie! – westchnęła Gryfonka – przykro mi Cormac, ale sam widzisz, że nie mam wyjścia – uśmiechnęła się do niego smutno.
- To muszą być jakieś jaja! – powiedział niezadowolony.
- W ramach przeprosin, może wybierzemy się na kremowe piwo w najbliższą niedzielę? – zaproponowała Hermi.
- Oczywiście, z wielką przyjemnością. Przyjdę co Ciebie po meczu, będziemy świętować zwycięstwo – puścił do niej oczko, wstał i poszedł w stronę wyjścia. Hermiona niezadowolona z wieści zrezygnowana popatrzyła się w stronę stołu Ślizgonów i szukała wzrokiem Ginny. Jednak na przeszkodzie stanęły jej stalowe tęczówki jej niesłownego jeszcze partnera. Parzyła się chwile w nie intensywnie po czym speszona odwróciła wzrok i napotkała na szczerzącą się do niej Ginny. Nie miała zielonego pojęcia dlaczego przyjaciółka tak głupkowato się do niej uśmiecha, ale na pewno się zapyta. Teraz chciała znaleźć się w swoim dormitorium i na spokojnie odrobić lekcje. Gdy zbliżała się do wyjścia z Sali, krok zrównał z nią nie kto inny jak Draco Malfoy. Przez chwilę szli bez słowa, po czym chłopak się odezwał:
- Panno Granger, pójdziesz ze mną na bal?
- A mam jakieś inne wyjście?
- Nie – odpowiedział i udał się w stronę lochów.

7 komentarzy:

  1. w końcu! fajnie fajnie :) mam nadzieję, że na balu zbliża się bardziej do siebie :) czekam na następny, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny pomysł *.* Nie moge się doczekać następnej notki ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. mmm fajnie ♥
    nie mogę sie doczekać rozdziału kolejnego :D no i balu xd

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach... to zakończenie powala :D Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział przewspaniały, po prostu kocham to opowiadanie, Twój styl pisania i ogólnie wszystko, wszystko <3
    Co do fatalnych rzeczy to chyba Cię coś kochana boli, bo nie da się lepiej napisać. Mój komentarz miał być konstruktywny, ale coś się nie udało, bo jakaś Asness napisała tak zaje*isty rozdział. Cały czas nie mogę wyjść z podziwu. Przepraszam, że nie zawszę komentuję, już się poprawiam.
    Buziaki, Aga. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyno pisz i to jak najszybciej, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe opowiadanie . :D Jak się czyta inne to są do siebie w jakiś sposób podobne . :) Ale Twoje opowiadanie mi się bardzo podoba . :D Czekam na kolejny rozdział i oczywiście na bal . :D

    Weny .!

    OdpowiedzUsuń