poniedziałek, 29 kwietnia 2013

The Versatile Blogger

Zostałam nominowana do The Versatile Blogger jakiś już czas temu, ale nie miałam jeszcze czasu się tym zając, więc w przerwie pomiędzy notkami wydaje mi się, że to będzie dobry przerywnik.




ZASADY:
1. Podziękować nominującemu na jej/jego blogu.
2. Ujawnić siedem faktów o sobie.
3. Nominować 10 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują.
4. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanego bloga

1)Zostałam nominowana przez autorkę http://draco-miona.blogspot.com i bardzo jej za to dziękuję.

2)Siedem faktów o mnie? Trudno tak wyciąć siedem ‘najważniejszych’  części mojego życia. Postaram się jednak Wam to trochę przybliżyć.

# Pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy to właściwie śmieszny zbieg okoliczności, siedem faktów o mnie,  a ja chodzę do liceum nr VII, do drugiej klasy biol-chem.
#  Piję zawsze czarną kawę bez żadnej łyżeczki cukru.
# Od 6 lat trenuję jazdę konną, dokładniej – skoki. Mój rekord jak na razie to 95 cm.
# Mam widoki na medycynę w przyszłości, ale boję się, że może być ciężko, bo jestem na bakier z chemią.
# Przyjaźniłam się z chłopakiem 11 lat i nam się rozpadło, więc jeśli przeczytacie w tym opowiadaniu dialogi pełne bólu możecie być pewni, że to są fragmenty z mojego życia, które tak bardzo nadal mnie bolą.
# Moim ulubionym zespołem jest Metallica, ulubioną piosenką The Unforgiven III.
# Uwielbiam farbować sobie włosy, chociaż jestem naturalną bardzo jasną blondynką, to miałam już kruczo czarne, brązowe, czerwone i rude włosy.

3)Większość blogów, które czytam już są nominowane, więc po prostu jeśli ktoś poczuje, że chce to opublikować u siebie to proszę bardzo. Tak dla własnej ochoty :)

PS. Jak chcecie coś jeszcze o mnie wiedzieć, to piszcie !

czwartek, 25 kwietnia 2013

ROZDIZAŁ VI Powiew


Chciałam Wam wszystkim podziękować za wszystkie słowa pod moim wcześniejszym postem. Przepraszam, za groźbę zamknięcia opowiadania, ale serio nie wiedziałam co mam zrobić. Jednak kiedy zobaczyłam pierwszy post od razu wzięłam się za pisanie, bo ciągnęłabym to opowiadanie nawet dla jednego czytelnika. To, że jest Was więcej bardzo mnie cieszy i napędza do działania. Mam nadzieję, że kolejna cześć opowiadania Was nie zawiedzie, jeśli coś będzie fatalnego po prostu piszcie. BŁAGAM PISZCIE. Chcę znać Waszą opinię, bo jest bardzo pomocna do ogarniania kolejnych rozdziałów. Ach no i chciałam wam z góry powiedzieć, że NIE lecę na fejma na komentarze.  Jestem tu po prostu nowa i to moje pierwsze opowiadanie.
***
Było bardzo ciepło, liście spadały z drzew, wielkimi krokami nadchodziła jesień. Bijąca Wierzba w złości strącała z siebie ostatnie, najodważniejsze ptaki. Razem z melancholią dnia czas mijał bardzo powoli. Uczniowie chodzili jak zaklęci korytarzami, nie działo się zupełnie nic. Od tamtego dnia, kiedy dziwna sala zamknęła w sobie dwóch odwiecznych wrogów minęło już prawie 2 tygodnie. Nie da się ukryć, że to było niecodzienne zdarzenie i każdy musiał je przetrawić po swojemu. W prawdzie Ginny i Blaise szybko o tym zapomnieli, ale Hermiona i Draco myśleli o tym intensywnie i nikomu się nie potrafili z tej rozterki zwierzyć. Chodzili ciemnymi korytarzami zamku i nawet się do siebie nie odzywali. Ta cisza czasami była tak ciążąca, że aż bolało serce. Jak człowiek może się tak różnić od drugiego człowieka? Dla nich te kilka godzin było niewyobrażalnie niepokojące. Dla niej – bo on dotknął ją bez żadnego ale.
 Dla niego – bo utopił się w kolorze jej oczu. Nigdy jeszcze się nie zakochał. Kobiety… były dla niego zabawką. Mógł je mieć, mogło ich nie być. Miłość? A kto się teraz w to bawi? BŁAGAM! Sex uważał za coś doraźnego, za darmo, czy za pieniądze – żadna różnica. Jednej nocy byłaś, rano nie pamiętał Twojego imienia. Tym razem coś delikatnie skrobało w jego podświadomość. Pukało, szeptało. Powiew wiatru. Draco był typem człowieka, którego ciężko było zmienić. Miał serce wykute z wiecznego lodu. I nagle zaczęło topnieć. Nie gwałtownie, powolutku. Widział ją obok siebie i chciał ją dotknąć. Odrzucał od siebie te myśli, a one wracały jak bumerang. Nagle miał ochotę się postarać, zdobyć jej serce. Po cichu się bał, że ona tego nie będzie chciała. Nienawidził strachu. Dlatego nie dopuszczał do siebie myśli, że kiedykolwiek jej to powie. To go bolało, Draco cierpiał. Facet lat 17 czuł ból z powodu miłości. Ślizgon czuł ból z powodu miłości. To przeczyło ogólnodostępnie powszechnym zasadom, tak nie powinno być. Chciał to zwalczyć, bił się sam ze sobą. Nie spał w nocy. Czekał. Czekał, aż znowu ją zobaczy.
Jednak starał się nie dać omotać tym wszystkim uczuciom. UCZUCIE. Nowe słowo w jego słowniku. Nigdy go nie doświadczył i może dlatego teraz było mu ciężko. Tak naprawdę to przez całe życie mu było ciężko. Dlatego jest tym kim jest i cholernie mu się to podobało. Ludzie czuli do niego respekt, dbał o siebie i był groźny. W sumie to nie miał zbyt wiele do roboty w tej szkole po zniszczeniu Voldemorta. Odhaczał obecności na lekcjach, chociaż mógłby spokojnie z nich zrezygnować, bo sam się uczył dla siebie i wszystko co robią na zajęciach to dla niego tylko powtórka. Najbardziej chciał się skupić na grze w Quidditcha. To sprawiało mu przyjemność i usprawniało jego fizyczność. Jako kapitan drużyny i szukający miał najwięcej do powiedzenia w tej sprawie. Ślizgoni starali się po puchar więc Draco ustalał coraz to bardziej ciężki grafik treningów. Często aby się oderwać od codzienności brał swoją miotłę i ruszał na boisko. Lubił prędkość, lubił wysokość, lubił czuć wiatr we włosach. Mało na tym chorym świecie było rzeczy, które sprawiały mu przyjemność. Oprócz ognistej gra była jego drugą miłością, drugim imieniem.
Na dzisiejsze popołudnie zapowiadali deszcz i wiatr, ale to nie zraziło blondyna. Po zajęciach szybko wyszedł z sali, nie czekając na Blaisa, który pewnie i tak chciał spędzić piątkową noc u Rudej. Hahahah głupi, zakochany chłopak. Chociaż Ginny miała temperament i była czystej krwi, więc Draco nie mógł nic zarzucić kumplowi. Postanowił, że się po prostu do niej przyzwyczai. No i Gin dzieliła z Draconem jego pasję, Quidditch. Ten rozejm chyba jest do przyjęcia. Gdy dotarł do szatni Ślizgonów złapał miotłę i ruszył na boisko. On sam jeden i ogromna przestrzeń. Jak zacznie wiać będzie o wiele ciekawiej. Szybko wskoczył na miotłę i zatracił się w treningu. Myślał o swojej przeszłości, o znaku Śmierciożerców wypalonym na przedramieniu, o matce i o dużych czekoladowych oczach… STOP! Nie rozumiał, jak mogła w nim zachodzić tak przerażająca zmiana. Nie chciał tego, w życiu! Co by powiedzieli inni? W sumie głęboko w dupie miał ich zdanie, ale musiał trzymać fason. MUSIAŁ. Hermiona była ładna, była zabawna, wesoła. Ale była szlamą do cholery! Draconie Malfoyu masz się natychmiast doprowadzić do porządku! Nie pozwól sobie na coś, czego będziesz potem żałował. Nie zaznałeś miłości i nigdy jej nie zaznasz. Z resztą, ona Cię nienawidzi i koniec. Nie wiedział ile czasu spędził na ćwiczeniu zwodów, uników, zwiększaniu swojej prędkości i perfekcji lotu. Upływający czas dostrzegł w momencie, kiedy blask Księżyca oświetlił mu twarz i stwierdził, że już chyba na dzisiaj wystarczy. Jeszcze mu brakowało jakiegoś durnego szlabanu za włóczenie się po nocach.
Wracając do Dormitorium błagał w myślach, żeby nie spotkać Gryfonki. Nie wiedział, czy jest gotowy na jakąkolwiek konfrontację z dziewczyną. Musiał się trzymać sam i przy okazji nie zadawać naumyślnie dziewczynie bólu. Podsumowując jej dotychczasowe życie, dużo się nacierpiała z winy jego rodziny. Zastanawiał się dużo, każdy wiedział, że Draco nie jest rozmowną osobą. Tylko, że nikt nie spodziewał się, że przedmiotem jego rozmyślań jest nie kto inny jak sama Hermiona – Wiem- Wszystko- Granger. Przestał chodzić do biblioteki w obawie, że może przez przypadek ją tam spotka.
Nie wziął jednak jednej rzeczy pod uwagę. Hermiona też się zmieniła. Każdy z nich przechodził dziwny okres.  Taki, którego żadne z nich nie miało ochoty przechodzić. Nie zdawało sobie sprawy jakie konsekwencje może ta zmiana ze sobą nieść. W przypadku dziewczyny konsekwencje były kolosalne. Zmieniał się fizycznie i psychicznie trochę też. Oczywiście nadal była dla niej najważniejsza nauka i stawiała ją na pierwszym miejscu. Ale wiedza ustępowała trochę ciekawości świata.  Hermi nie miała jeszcze za sobą pierwszego razu, bo nikt się nią wcześniej w TAKI sposób nie interesował. Teraz kiedy baaaaardzo (zdaniem Ginny) się zmieniła zaczęła zauważać, że chłopcy w szkole się za nią oglądają. Dla niej to było tylko ‘naczynie’, ważna była dusza w środku. Zawsze tak uważała i nikogo nie oceniała po wyglądzie. Brzydzili ją trochę faceci śliniący się do niej, ale też było to dla niej nowe uczucie, przyjemne. Niecodzienne. Zaczęła się lepiej ubierać (oczywiście dzięki Rudej). Zazdrościła trochę przyjaciółce Blaisa i mimo, że Ślizgon nie był w jej typie to czasami nie mogła oderwać od niego oczu. Zastanawiała się długo jaki był jej typ? O sytuacji w Sali chciała po prostu zapomnieć. Tamta noc dla niej nie istniała, ten chłopak dla niej nie istniał. Był jej wrogiem i chciałaby, żeby tak pozostało. Czasem dziwiła się, że go nigdzie nie spotyka, ale sprawnie czyściła te myśli ze swojej pamięci. Był tylko jeden dowód na to, że tamto wydarzenie miało miejsce. Pięknie skrojona, czarna, męska marynarka na wieszaku w jej szafie. Usilnie starała sobie wmówić, że nie oddała jej, bo nie miała jeszcze okazji, a nie dlatego, że tak cudownie pachniała… NIE. Zdecydowanie musi coś zrobić. Przy najbliższej okazji. Dlatego, kiedy wybierała się na obiad starała się wyglądać ładnie.
- Ginny! Jak dobrze Cię widzieć z powrotem na starych śmieciach!
- Wiesz, trzeba czasem się pospolitować – uśmiechnęła się Radoście Ruda – Bardzo ładnie wyglądasz! Nareszcie! – wykrzyknęła uradowana.
-  No nie przesadzaj, popatrz na siebie! Wyglądasz cholernie rewelacyjnie!
            I to była prawda. Mimo, ze Ginny była młodsza o rok, totalnie nie było po niej tego widać. Zawsze ubierała się z fasonem, a od kiedy zaczęła chodzić z Blaisem była kwitnąca. Dzisiaj miała na sobie krótką sukienkę o granatowym kolorze i rozwiane włosy  
- Chyba nie muszę Ci przypominać, że jutro mecz? – zapytała Ruda.
- Jaki mesz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie skonsternowana Herm.
- Quiddicha! Ślizgoni przeciwko Gryfonom, nie pamiętasz?!
- Gin, ile razy mam Ci powtarzać? W ogóle nie interesuje mnie tak gra, nie lubię jej. Od kiedy odeszłaś z drużyny nawet myślę o tym, żeby marnować cenny czas na jakieś głupoty.
- Hermiona, ale przecież Blaise gra… Musze mu iść kibicować! Obiecałam to mu. Będę się czuła cholernie źle, jako jedyna Gryfonka na zielonych trybunach.
- To nie idź w ogóle, ja nie mam na to czasu ani ochoty.
- Hermiiiiiiiiiiiiiiiii proooooszę – Ginny zrobiła kocie oczy i wpatrywała się nimi w przyjaciółkę.
- No dobrze już, dobrze! Tylko jeden mecz. Nic więcej. – mruknęła pod nosem nieszczęśliwa brunetka.
- DZIĘKUĘ CI! Zaraz polecę powiedzieć Blaisowi, że będziemy, ucieszy się. – krzyknęła Gin i poleciała do swojego chłopaka.
- Och w to nie wątpię – powiedziała sama do siebie zrezygnowana Hermiona. Nie była jednak świadoma tego, że ktoś jest świadkiem tej szybkiej wymiany zdań i kiedy odwróciła się, aby nalać sobie soku napotkała wściekłe oczy Rona.
- A teraz masz jeszcze zamiar kibicować Ślizgonom?! Odbiło Ci?! Czy Ty postradałaś rozum? Na Merlina! Nie wierzę! – powiedział cały czerwony na twarzy.
- To nie Twój interes Ronald! – odszczekała wściekła już dziewczyna.
- A właśnie, że mój! To jest Twój psi obowiązek kibicować własnej drużynie! – teraz to już ostro przesadził, mówiąc do niej tak wulgarnie, a na dodatek złapał ją boleśnie za nadgarstek.
- Dosyć Ron! Mam już Ciebie serdecznie dosyć! Nie mogę uwierzyć, że masz czelność tak do mnie mówić. Znikaj z mojego życia! Nie chcę Cię znać! – Hermionę naprawdę zabolało to, co powiedział do niej chłopak, przez niego tylko czułą się jeszcze gorzej. Nie dość, że była wyobcowana ze środowiska jako prefekt, to jeszcze na dodatek on ma czelność upokarzać ją na oczach całej Wielkiej Sali! Wszystko w niej wrzało i zadecydowała, że z wielką ochotą pójdzie na mecz wbrew ex przyjacielowi. I będzie głośno kibicować Blaisowi. I ubierze się odpowiednio do okazji. Tak, tak właśnie zrobi. Usiadła na końcu stołu, żeby w spokoju dokończyć obiad. Gdy znalazła miejsce, okazało się, że siedzi koło Cormaca McLaggena. Nieśmiało uśmiechnęła się do blondyna i zajęła się swoim daniem. Chłopak przyglądał jej się z wymalowanym pożądaniem na twarzy, ale że Hermiona nie była oblatana w takich sprawach nie szczególnie zwróciła na to uwagę. Nagle od stołu wstał Dyrektor i podszedł do mównicy. Chwilę się zastanawiał, co ma powiedzieć, poprawił brodę i okulary i przemówił:
- Ciszaaaaaa, przestańcie pałaszować pyszne smakołyki i na chwilę mnie posłuchajcie. Niedługo, jak pewnie się wszyscy orientują będzie Halloween. Z tej okazji Rada Nauczycielska postanowiła zorganizować bal. Odbywać to się będzie na takich zasadach, że chłopcy mogą zapraszać dziewczyny, dziewczyny chłopców i oczywiście sami także możecie przyjść. Proponuję ubrać się odpowiednio do sytuacji… - Dumbledore jeszcze coś mówił i Hermiona bardzo chciała go posłuchać, ale poczuła, że ktoś ją szturcha w ramię.
- Hermiona – szepną Cormac – nie wybrałabyś się może z takim przystojniakiem jak ja na ten bal?
- No nie wiem, jeszcze się chciałam zastanowić, czy w ogóle tam iść – odszepnęła niezdecydowanie.
- Dawaj, będzie super zabawa, zaszalejemy!
- Och skoro tak mówisz, to w po…- nie zdążyła dokończyć, bo przerwały jej dziwne słowa dyrektora, które dotyczyły jej osoby.
- Chciałbym zakomunikować zanim ktokolwiek zaprosi kogokolwiek na zabawę, że jest jeszcze jeden warunek. Otóż, w ramach pozycji Prefekta Naczelnego, uczniowie na tym stanowisku mają dobrać się w pary według oto tej zasady. Ślizdon z Gryfonką i Puchon z Krukonką. Dziękuję za uwagę. – Dumbledore skończył wypowiedź, tajemniczo uśmiechnął się do Hermiony i zszedł z mównicy.
- No nie! – westchnęła Gryfonka – przykro mi Cormac, ale sam widzisz, że nie mam wyjścia – uśmiechnęła się do niego smutno.
- To muszą być jakieś jaja! – powiedział niezadowolony.
- W ramach przeprosin, może wybierzemy się na kremowe piwo w najbliższą niedzielę? – zaproponowała Hermi.
- Oczywiście, z wielką przyjemnością. Przyjdę co Ciebie po meczu, będziemy świętować zwycięstwo – puścił do niej oczko, wstał i poszedł w stronę wyjścia. Hermiona niezadowolona z wieści zrezygnowana popatrzyła się w stronę stołu Ślizgonów i szukała wzrokiem Ginny. Jednak na przeszkodzie stanęły jej stalowe tęczówki jej niesłownego jeszcze partnera. Parzyła się chwile w nie intensywnie po czym speszona odwróciła wzrok i napotkała na szczerzącą się do niej Ginny. Nie miała zielonego pojęcia dlaczego przyjaciółka tak głupkowato się do niej uśmiecha, ale na pewno się zapyta. Teraz chciała znaleźć się w swoim dormitorium i na spokojnie odrobić lekcje. Gdy zbliżała się do wyjścia z Sali, krok zrównał z nią nie kto inny jak Draco Malfoy. Przez chwilę szli bez słowa, po czym chłopak się odezwał:
- Panno Granger, pójdziesz ze mną na bal?
- A mam jakieś inne wyjście?
- Nie – odpowiedział i udał się w stronę lochów.

niedziela, 21 kwietnia 2013

***

Widzę, że tu jesteście po liczbie wejść, ale nie wiem po co? Tylko nabijacie licznik, ale nie wiem czy Wam się podoba, czy wchodzicie i olewacie. Nie wiem czy pisać nowy rozdział i po prostu mam dylemat czy ktoś to czyta i to wcale nie napędza mojej weny. Poczekam parę dni i zadecyduję czy kontynuacja tej opowieści ma jakikolwiek sens.
Pozdrawiam, zawsze Wasza Akness.  

czwartek, 11 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ V Myśli


- Jak ja ją tylko znajdę TO ZABIJĘ! – Ruda już od pół godziny chodziła w kółko po swoim dormitorium. Nienawidziła być niepoinformowana. Przecież to jest oczywiste, że Ginny zawsze wszystko wie i jest w centrum zamieszania. Ale nie tym razem! W tym momencie nie wiedziała co się dzieje i to na dodatek z jej najlepszą przyjaciółką! Martwiła się, bo o 7 Hermi była już dawno z Gin w dormitorium i wspólnie wybierały się na pierwszą lekcję. Tym razem brunetka się spóźniała, a dziewczyna zaczęła się martwić. Ani Harry ani tym bardziej Ron nie mogli jej pomóc, bo po prostu stracili jakoś ze sobą kontakt.  W końcu stwierdziła, że czas ruszyć tyłek i poszukać przyjaciółki. Wyszła ze swojej sypialni, przeszła przez Pokój Wspólny, który był wypełniony zaspanymi Gryfonami i wyszła na korytarz. W sumie to nie wiedziała dokąd chce iść. Jej nogi same skierowały się w stronę dormitorium Hermiony, a jej myśli analizowały wspomnienia, w których ostatni raz widziała Gryfonkę. Nawet nie zauważyła, kiedy doszła na miejsce, z transu wyrwał ją ciepły, męski i dobrze jej znany głos.
- Cześć Mała, czego szukasz?
- MÓWIŁAM CI, JESZCZE RAZ NAZWIJ MNIE MAŁA, A ZAMIENIĘ TWOJE ŻYCIE W PIEKŁO ZABINI! – krzyknęła Ruda i udawała obrażoną.
- No dobra kociaku, nie złość się – Blaise podszedł do stojącej do niego tyłem dziewczyny i złapał w pasie. Ginny poczuła oddech chłopaka na swojej szyi i po chwili ugięły się pod nią kolana, gdy Ślizgon zaczął powoli obsypywać jej szyję delikatnymi pocałunkami.
- Mmmmm – wymsknęło się dziewczynie, a Zabini uśmiechnął się w duchu, że tak na nią działa. Nagle Ruda odwróciła się gwałtownie do niego przodem, zabawnie pogroziła palcem i powiedziała:
- Blaisie Zabini, nie życzę sobie, żebyś tak bezczelnie na mnie napadał, a potem jeszcze rozpraszał mnie w tak nieprzyjemny sposób!
- Nieprzyjemny? Mnie się wydaje, że Ci się podobało – wyszeptał jej w usta chłopak.
- TYLKO CI SIĘ WYDAWAŁO – dziewczyna roześmiała się, pocałowała go w policzek i wyrwała się z jego objęć. Podeszła do drzwi dormitorium i zorientowała się, że nie zna hasła!
- Blaise, co Ty tu właściwie robisz?
- Szukam Smoka – odpowiedział z prostotą chłopak.
- Jak to? – zdziwiła się dziewczyna – on też zniknął?
- Co masz na myśli mówiąc też?  
- Ja tu przyszłam znaleźć Hermionę! Nie widziałam jej już od dłuższego czasu i nie przyszła dzisiaj rano do mnie, jak to zawsze robi! Więc pomyślałam sobie, że może zaspała, ale nie znam hasła do sypialni więc chyba przyszłam na próżno. – powiedziała trochę podminowana Gryfonka.
- Ja znam hasło i już dawno przeszukałem dormitorium, nie ma ani śladu Twojej przyjaciółki ani mojego wrzodu na dupie – powiedział spokojnie Ślizgon.
- Oh dlaczego Ty jesteś taki oziębły, przecież zniknęli! Mogło im się coś stać! – Ginny nie mogła się uspokoić.
- Smok na pewno da sobie radę, to duży chłopiec. No i jeśli jest z nim Granger… Hahah to może im nie przeszkadzajmy, co?  - zadrwił chłopak.
- Oj o czym Ty w ogóle do mnie rozmawiasz głupku! – żachnęła się Ruda – przecież obydwoje wiemy, że oni siebie nie lubią, ba! Nie tolerują! Więc zamiast gadać głupoty mógłbyś się zastanowić, gdzie mogą być!
- Spoko Gin, bez histerii. Co wczoraj robiłem ze Smokiem? Hmmm – Smok się przez chwilę zamyślił – Wiem!  Urwaliśmy się z transmutacji i poszliśmy na boisko potrenować zagrywki do nowego meczu. Potem… potem poszliśmy do dormitorium, bo Draco musiał odpisać matce na list… A POTEM DOSTAŁ JAKIŚ NIESPODZIEWANY  LIST!
- Co masz na myśli?
- No dostał jakąś szkolną przesyłkę, jakby się dobrze zastanowić to chyba widziałem na niej pieczątkę McGonagall – powiedział Blaise.
- Od McGonagall? Czekaj… Hermiona też dostał jakiś list, bo widziałam ją pędzącą przez korytarz wieczorem, była tak zaaferowana, że nawet mnie nie zauważyła!
- No to chyba jest tylko jedno wyjście, idziemy do niej – podsumował Ślizgon.
- E tam, nie idziemy! Jeszcze tylko nam wlepi szlaban za zrywanie się z lekcji. Skoro to od niej to konkluzja jest prosta, albo dostali albo pilnowali kogoś na szlabanie. Tylko gdzie oni mogą być? – zastanowiła się dziewczyna.
 – WIEM! – krzyknęła i złapała chłopaka za rękę – idziemy!
- Gdzie Ty mnie ciągniesz szalona? – powiedział zdumiony Zabini, ale nie wyrwał się tylko pobiegł razem z Rudą.
- Pod Zielarstwo, szybko zanim się lekcja zacznie!
- Co jednak zdecydowałaś się odpuścić i idziemy na zajęcia?
- Coś Ty! Potrzebujemy Harrego!
- O NIE, ja nie potrzebuję tego tępaka, w życiu – oburzył się Blaise, ale nie zwolnił kroku.
- Jak chcesz znaleźć Dracona to potrzebujesz, bądź już cicho, on jest całkiem spoko!
W końcu dotarli pod salę, na szczęście profesorka jeszcze nie przyszła. Ginny znalazła czarną czuprynę Harrego w tłumie uczniów z 7 klasy i pociągnęła go za rękaw do najbliższej pustej szklarni. Zdumiony chłopak nie wiedząc o co chodzi wyrwał się Gryfonce i zażądał wyjaśnień co rusz niepewnie spoglądając na Ślizgona.
- Harry – szepnęła Ginny – potrzebujemy Twojej pomocy.
- Co się stało? – odpowiedział cicho chłopak, żeby przypadkiem nikt go nie usłyszał.
- Szukamy… kogoś. Potrzebujemy do tego mapy. Błagam, pożycz nam ją.
Wybraniec niepewnie wyciągnął mapę Huncwotów z tylnej kieszeni spodni.
- Nie pytam po co Wam to i nie chcę wiedzieć do czego. Tylko mi ją oddajcie. Ufam Ci Gin – powiedział i odszedł szybkim krokiem na lekcje.
- Ty to jednak jesteś inteligentna – Ginny usłyszała cichy baryton zaraz przy swoim uchu. Automatycznie westchnęła  i zaraz się za to skarciła. Lubiła chłopaka, ale kurcze bez przesady… Co on z nią robi?! Poczuła, że przygryzł płatek jej ucha i myślała, że zaraz zwariuje z rozkoszy.
- Blaise, daj spokój! – ledwo dała radę wyrzucić z siebie te trzy słowa. Tak naprawdę nie chciała żeby przestawał, tak bardzo nie chciała… - Musimy ich znaleźć! – oderwała się od niego i popatrzyła na skrawek pergaminu, który trzymała w ręce. Merlinie, jak ona ze mną pogrywa! Pomyślał Diabeł i przyjrzał się mapie.
- Co to jest? – głupio zapytał.
- Zaraz zobaczysz – Ruda wyciągnęła różdżkę i wypowiedziała formułkę – Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego – i pacnęła w papier. Zaraz mapa pokryła się szkicem Hogwartu i ruszającymi się punktami.
- Na Merlina! To Zamek! I ludzie! – Blaise był zachwycony.
- Tak, ale teraz nie mamy na to czasu, rozkładamy ją i szukamy naszych zagubionych! – Powiedziała Ginny po czym natychmiast zaczęła rozkładać pergamin na podłodze nieużywanego pomieszczenia. Dokładnie sprawdzali każdy zakątek szkoły. Nigdzie nie mogli ich znaleźć. Blaise miał rację – ich dormitorium było puste, na lekcjach też ich nie było, ani w łazienkach. Już prawie tracili nadzieję, kiedy Ginny jeszcze raz rzuciła okiem na najwyższe piętra szkoły, na najbardziej zapuszczone i zapomniane klasy. Tam ich właśnie znalazła. Na VI piętrze, w sali o numerze 2945. Była wniebowzięta! Krzyknęła tylko:
- Koniec psot! – i pognała na schody nie czekając nawet na swojego kompana. Po pewnym czasie Ślizgon ją dogonił, w końcu też sportowiec, kondycje mieli całkiem, całkiem. Wbiegli po schodach na VI piętro i rozglądnęli się za wyznaczonym pomieszczeniem. W końcu znaleźli malutkie drzwi z danym numerem i dostrzegli malutką kartkę przyczepioną do framugi:

Zamknąłem ich tam.
Mogą nie być zbyt szczęśliwi po wyjściu.
Przekręć klucz w zamku.
Xxx

- O co chodzi? – powiedziała zdziwiona Ruda.
- Nie wiem – Zabini niepewnie przekręcił otworzył drzwi i na wszelki wypadek schował się za nimi, gdyby przypadkiem miało wylecieć stamtąd jakieś zaklęcie. Na szczęście nic takiego się nie stało. Obydwoje powoli przeszli przez próg i powoli przyzwyczajali oczy do ciemności panującej w sali. Stali tak przez chwilę w mroku po czym wyciągnęli różdżki i szepnęli pod nosem:
-Lumos!
Rozeszli się, Ginny na prawo w stronę okiennic, a Blaise w stronę ściany. To co się wydarzyło za chwilę nie trwało nawet  5 sekund. Ginny otworzyła okno, do pomieszczenia wpadły ostre promienie wschodzącego słońca. Zabini był w tym czasie przy jakiejś dziwnej szafie, pochylił się właśnie nad wnęką w ścianie i nagle ktoś go szarpnął , przygwoździł do ziemi i przyłożył różdżkę do szyi.
- Smoku! Jak dobrze Cię widzieć! – z trudem wychrypiał mulat – mógłbyś łaskawie przestać starać się mnie zabić, co? W końcu szukałem Cię przez cały ranek, coś mi się należy w podzięce! – zakpił.
- Zabini – powiedział wściekły blondyn i rozejrzał się nieprzytomnie po sali.  Zobaczył Rudą stojącą jakby była sparaliżowana z ręką na otwartej okiennicy, a we wnęce przecierająca oczy Hermionę. Pod nim za to leżał Blaise i szeroko się uśmiechał.
- Z czego się tak cieszysz kretynie? – warknął i schował różdżkę do kieszeni tym samym uwalniając chłopaka z żelaznego uścisku. W tym czasie Ginny podbiegła do Hermiony i pomogła jej wstać z zimnej podłogi. Ku jej zdumieniu dziewczyna miała na sobie marynarkę Dracona.
- Hermi! Co Ty tu do jasnej cholery robisz? Dlaczego Ci nie ma na zajęciach?! – zbulwersowała się Ruda.
- To długa historia.. – odpowiedziała jej przyjaciółka – dostałam wiadomość od McGonagall, że muszę przypilnować jakichś pierwszorocznych na szlabanie. Okazało się, że Draco dostał ten sam list – popatrzyła na chłopaka i akurat trafiła na przypatrujące się jej stalowe tęczówki, więc zmieszana opuściła głowę – przyszliśmy tutaj i siedzieliśmy u z nimi przez 2,5 godziny. Potem oni się zmyli, a kiedy chcieliśmy wyjść drzwi zamknęły się nam przed nosem i nie chciały się nijak otworzyć..
- Jak tu weszliście? – chłodno przerwał jej Draco.
- Drzwi były zamknięte na klucz, przekręciliśmy klucz w zamku. Poza tym znaleźliśmy na drzwiach tę kartkę – powiedział Zabini i wręczył przyjacielowi kawałek pergaminu.  
- Co to kurna ma znaczyć? – Draco powoli traciła panowanie nad sobą. Był cholernie nie wyspany, a do tego właśnie dowiedział się, że ktoś ich tu zamknął specjalnie. Po co? Przecież gdyby Hermiona się nie zmieniła przez te wakacje i gdyby jego ojciec nie siedział w Azkabanie dziewczyna dawno byłaby już martwa. Dręczyło go jeszcze jedno pytanie:
- Jak nas znaleźliście? – potem przerzucił wzrok na Wesley, która wyciągała zrolowany pergamin z kieszeni.
- Mapa Huncwotów, oczywiście – Hermiona pacnęła się ręką w czoło i ucieszyła się w myślach, że ma tak super extra inteligentną przyjaciółkę.
- Nie wiem jak Wy, ale ja stad spadam – powiedział obojętnym tonem Draco i ruszył w kierunku wyjścia. Po chwili Blaise podniósł się z podłogi i poszedł za kumplem. W drzwiach rzucił tylko:
- Siema dziewczyny! – i mrugnął zalotnie do Gin. Wiedział, że Smok nie wybiera się na lekcje, więc dogonił go szybko i w milczeniu udali się w stronę lochów do dormitorium Blaise’a. Biorąc pod uwagę to, że dziewczyny też nie wrócą już na zajęcia to było zdecydowanie bezpieczniejsze miejsce niż sypialnia prefekta. Doszli do drzwi i Diabeł rzuciła hasło po czym drzwi się otworzyły i ukazał się ich oczom chłodny Pokój Wspólny Slytherinu.  
- Stary, co się właściwie stało? – rzucił Blaise, gdy rozsiedli się już na fotelach w jego sypialni ze szklankami Ognistej w rękach.
- Nie mam najmniejszej ochoty o tym rozmawiać.. – mruknął blondyn.
- Dlaczego Granger ma Twoją marynarkę? – Diabeł nie ustępował.
- Bo było jej zimno, ale trujesz dupę. Nie możemy się spokojnie i w ciszy nawalić? – zapytał Draco z głową oparta na oparciu wygodnego fotela i zamkniętymi oczami.
- Oczywiście, że możemy, wiesz że ja z Tobą zawsze! – zaśmiał się Blaise i napełnił ich szklanki do pełna – tylko nie rozumiem po prostu kto i po co chciał Was tam zamknąć?
- Ja też nie i nie mam do tego dzisiaj głowy. Totalnie się nie wyspałem, Granger przeleżała na mnie całą noc, nie było wygodnie.
- Łooooo! – Diabeł patrzył się ze zdumnieniem na kumpla – jak to na Tobie spała? Czyżby Pan Wielki Arystokrata polubił taką nic nie znaczącą osóbkę jak nasza kochana Hermiona?
- Zamknij się i pij! – warknął blondyn, chociaż właściwie nie wiedział czemu się tak wkurzył. A nie, jednak wiedział. Bo Zabini miał rację. Polubił Granger. Tamtej nocy.. Ona zasnęła bardzo szybko na jego ramieniu. Jednak potem znalazła przez sen wygodniejsze miejsce na jego kolanach. Wtuliła się w jego brzuch, oddychała bardzo cicho i spokojnie. Był jak w transie. Patrzył się na nią jak na cudowne stworzenie i pierwszy raz w życiu poczuł ukłucie w okolicy serca. Zaraz potem się zasmucił, zaraz, zaraz – jakiego serca? Kurwa mać. Nie lubił czuć takiej chorej beznadziejności.  Tak długo radził sobie sam, a tu nagle taka krucha istota obudziła w nim.. COŚ. Nie wiedział czy chce dalej w to brnąć i czym to się może kończyć. Gładził włosy śpiącej dziewczyny, ale potem opamiętał się i postarał się zasnąć. Chore było to wszystko. Dlatego teraz chciał się nawalić. BARDZO. Z Blaisem to było możliwe. Dlatego szybko wychylił płyn ze szklanki i napełnił ją spowrotem. Koło 15 leżeli już pijani w trzy dupy na łóżku Diabła i cieszyli się ze wszystkiego. Tego dnia nie wyszli już z pokoju i jak najlepsi przyjaciele zasnęli nawaleni, jeden na fotelu, drugi na łóżku.


                Dziewczyny jak to przewidział Draco poszły do dormitorium Hermiony. Dziewczyna już 3 razy tłumaczyła Rudej co się stało na szlabanie, opowiedziała jej rozmowę i to jak stała się posiadaczką idealnie wykrojonej i zapewne bardzo drogiej marynarki Ślizgona. Gin jednak nie mogła tego pojąć i po prostu przestała się nad tym zastanawiać. Chciała się wygadać przyjaciółce o tym co czuje do Blaisa. Musiała się komuś wygadać i nic na to nie poradzi. Hermiona już dawno powiedziała jej, że zaakceptuje wszystko co tylko będzie Wiewiórę  uszczęśliwiało. Więc usiadły przy ciepłym kominku w sypialni Gryfonki i nalały sobie po lampce wina. Hermi dokładnie wysłuchała wszystkie rozterek sercowych przyjaciółki. O dziwo dobrze ją rozumiała. Czuła coś podobnego, chociaż nie była tego pewna. Kiedy Draco wpatruje się w nią tymi swoimi stalowymi oczami, kiedy dał jej swoją marynarkę i kiedy gładził jej włosy, gdy myślał, że ona już zasnęła. Nie wiedziała, czy pakować się w to całe zamieszanie czy nie? On był Ślizgonem, ba! Był Śmierciożercą. Wszystko było dla niej dziwne i niecodzienne. Postanowiła nie robić żadnego kroku do przodu, czy do tyłu. Tylko nadal nie mogła się odpędzić obrazu Malfoya, który co chwilę stawał jej przed oczami. Przegadała z Ginny cały dzień, po lekcjach wyszły na błonia. Jesień była bardzo ciepła i długo siedziały pod wielkim, rozłożystym drzewem. Gdy zdecydowały się wracać do Zamku było już ciemno. Każda poszła w swoją stronę, każda myślała o pewnym, ale nie tym samym Ślizgonie. 

czwartek, 4 kwietnia 2013

RODZIAŁ IV Czary- mary

Mam nadzieję, że to nie będzie dla Was zbyt szybki zwrot w akcji?! Czytajcie uważnie i komentujcie, jeśli uważacie, że coś jest nie w porządku. Dziękuję, za to, że mnie wspieracie i dajecie motywację. Chciałam tylko przeprosić za to, że nie wywiązuję się w terminów, ale jak widzę, że Wam się podoba od razu mam nowy pomysł na rozdział i wprowadzam go w życie, żeby nie zapomnieć! Nie obraźcie się! ;p
Pozdrawiam, Wasza Akness.

***


Minęło kilka tygodni. Malfoy i Hermiona robili już większość czynności w swoim dormitorium automatycznie, przyzwyczajali się powoli do swojego towarzystwa. Sprawdzali trzy razy czy dokładnie zamknęli drzwi do łazienki, do pokoju. Nie wchodzili sobie w drogę, jedno wchodziło do salonu, drugie wstawało z kanapy i szło do sypialni albo wychodziło błąkać się po korytarzach zamku. W zasadzie to nie zamieniali ze sobą  dziennie więcej niż 3 słowa, czasem tylko Snape zmusił ich do dłuższej rozmowy. McGonagall niemo zgadzała się, kiedy dostawała dwa sprawozdania z dyżurów, Gryfonki i Ślizgona, zamiast jednego - od nich obu. W sumie to nikt ich nie zmuszał zbytnio do współpracy i wyło im z tym wyśmienicie.

Hermiona nadal nie potrafiła wybaczyć Ronowi i nie zastanawiała się już dłużej nad tym, że był dla niej tak długo ważny. W tym momencie postanowiła iść dalej i zostawić głupiego Gryfona za sobą. Żałowała tylko Harrego, ale ten ostatnio wziął się ostro za naukę i też nie miał na nic czasu, siedział przy książkach. Wiedziała, że Harry pragnie zostać aurorem i to cholernie dobrym, więc cieszyła się, że chłopak tak się stara. W sumie nie miał wyjścia, po skończeniu szkoły będzie musiał się sam utrzymywać, znaleźć dom – nie może całe życie mieszkać u Rona w pokoju. Z resztą brunetka miała wrażenie, że przyjaciele nie dogadują się ostatnio zbyt dobrze. Co za ironia – niesamowita, niezwyciężona trójka nie potrafiła zgrać się po wojnie. Mieli do siebie żal i nie wiedzieli o co. Coś innego za to działo się z Rudą. Znikała, długo jej nie było, a kiedy wracała była cała w skowronkach. Hermiona wiedziała, że to ma związek z Zabinim i w sumie cieszyła się ogromnie, że Gin była szczęśliwa. Młoda Gryfonka była piękna i już dawno powinna znaleźć sobie kogoś, kto na nią zasługiwał. Nawet jeśli to miał być Ślizgon, to ona się na to zgadzała. Powszechnie było wiadomo, że Zabini tylko udawał takiego groźnego, a faktem było to, że Hermiona nie przypomina sobie, żeby Blaise kiedykolwiek jakoś ją przezwał.  Miała nadzieję, że niedługo para wtajemniczy ją w swoje sprawy i będzie w końcu wiedziała, na czym stoi. I nie przeliczyła się, bo jeszcze tego samego dnia zobaczyła niecodzienną scenę na śniadaniu w Wielkiej Sali. Oto była światkiem, jak Ginny i Blaise wchodzą trzymając się za ręce i  kiedy Gryfonka chciała odejść w stronę stołu swojego Domu Ślizgon przyciągnął ją do siebie i wymownym gestem zaprosił ją na śniadanie do stołu Domu Smoka. Ruda wybuchnęła perlistym śmiechem, odwróciła się szybko do mulata i pocałowała go w policzek, po czym pozwoliła zaprowadzić się do udekorowanego na zielono stołu. Cała Wielka sala aż zagrzmiała, nikt nie wiedział o co chodzi. Hermiona stanęła jak wryta i nie mogła się ruszyć, ale kiedy zauważyła, że Gin się do niej wesoło uśmiechnęła, odwzajemniła uśmiech i już ze spokojem usiadła przy stole i zaczęła jeść śniadanie. Niestety nie dane jej było długo konsumować w spokoju, po usłyszała jak ktoś się dławi jedzeniem. Okazało się, że to Ronald zakrztusił się kawałkiem czegoś, co właśnie stanęło mu w gardle, gdy zobaczył swoją siostrę wesoło rozmawiająca z Diabłem przy ślizgońskim stole. Automatycznie zrobił się cały czerwony na twarzy i zaczął wściekle wymachiwać rękami w stronę swojej siostry. Kiedy Harry walnął go porządnie w plecy, Ron w końcu przełknął i krzyknął donośnie w stronę Rudej:
- Ginewro Wesley natychmiast masz wrócić na swoje miejsce!
- Ronaldzie Wesley – odpowiedziała mu – ja jestem na swoim miejscu! – po czym wróciła do jedzenia.
Ron cały aż się zatrząsł ze złości, wstał i wyszedł z Wielkiej Sali w stronę swojego dormitorium. Cała sala wrzała i Hermiona była pewna, że jeszcze długo  będą rozbrzmiewały plotki o młodej Wesley i Blaisie, w końcu komu by się to zmieściło w głowie? Gryfonka i Ślizgon! Nawet Hermi jeszcze nie do końca wierzyła w to co widziała.

            Skończyła spokojnie śniadanie i udała się na lekcje – dzisiaj żadnych eliksirów, nie spotka Malfoy’a więcej razy niż będzie musiała. Ten tydzień dyżurują Puchoni i Krukoni, czyli nie będzie nocnego krążenia w ciszy i oczekiwania na koniec męczarni. Kiedyś zastanawiała się, co tak naprawdę poróżniło ich trójkę z młodym Draconem, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, więc nie zaprzątała sobie tym więcej głowy – może tak po prostu miało być. Siedziała właśnie na swoim łóżku, kiedy do okna zapukała mała sówka. Poczta? Hermiona podeszła do okna, otworzyła je i delikatnie odebrała list z dzióbka zwierzęcia. Sowa natychmiast odleciała, a ona wróciła na łóżko i otworzyła kopertę.

Hermiono, chciałam Ciebie poinformować, że dwoje uczniów –
Gryfon i Ślizgon dostali dzisiaj szlaban
za urządzenie sobie pojedynku na jednym ze szkolnych korytarzy.
Mają stawić się o godzinie 20 na VI piętrze pod salą z
napisem ‘ Gdy uczeń przerasta mistrza , znajduje sobie
swojego ucznia, aby przekazać mu całą zdobytą wiedzę.’ po łacinie,
każ im ją dokładnie posprzątać.
Staw się parę minut przed 20 pod tą salą, ponieważ
jako prefekt naczelny masz obowiązek ich przypilnować.
Pan Malfoy dostał już tę samą wiadomość.

Prof. McGonagall

No nie! A zapowiadał się taki miły i spokojny piątkowy wieczór. Była 18:30, więc brunetka miała jeszcze chwilę czasu, żeby skończyć pisać prace domowe i przygotować się psychicznie na spędzeniu paru godzin z Malfoy’em w jednej sali. Weźmie jakąś dobrą książkę i może szybko zleci. Po godzinie oderwała się od pergaminów i zakręcił dokładnie atrament w kałamarzu do jej ukochanego pióra. Stanęła przed szafą i wpatrywała się w ubrania ‘co mam założyć?’ zapytała siebie w myślach i w końcu stwierdziła, że to musi być coś wygodnego, w czym nie będzie jej źle kiedy usiądzie na jakiejś ławce, nie ruszając się stamtąd przez dłuższy czas. W końcu wybrała całkiem znośny komplet i wyszła z dormitorium.

            Gdy stanęła pod salą, Malfoy już czekał, jak zawsze przed czasem. Drzwi było kilka i nad każdym widniał napis po łacinie, ale chłopak stał idealnie pod wskazanymi drzwiami, z czego można było wnioskować, że bardzo dobrze zna ten język. Nie da się ukryć, Draco był cholernie inteligentny i mądry. Gdy przyszli ukarani uczniowie prefekci rzucili im wściekłe spojrzenia, wskazali w tym samym momencie drzwi i weszli za nimi do środka. Sala była mała, ale miała swój klimat. Malfoy jednym zaklęciem podpalił wszystkie świece i odebrał młodzianom różyczki, po czym udał się w najdalszy kąt pomieszczenia i zastygł na jednym z parapetów, wiec Hermiona  zostawiła przymknięte tylko drzwi i wytłumaczyła chłopcom co mają robić, a potem rozejrzała się dokładnie. To miejsce było przedziwne. Miało w sobie cząstkę Historii Hogwartu. Było dosyć małe i mieściło trzy potężne szafy i jedno okno, na którym siedział Draco. Szafy były ciemne i ciosane w  idealne wzory. Gdy chłopcy je otworzyli ukazała się im przedziwne rzecz. Na każdej półce było zdjęcie ucznia z nauczycielem, a potem tegoż ucznia jako nauczyciela z innym uczniem i tak dalej. Każda szafa była jakby pamiętnikiem wiedzy, którą przekazywali sobie skrzętnie z pokolenia na pokolenie. Widok był niesamowity. Ukarani bardzo delikatnie i z szacunkiem czyścili każda fotografię i odstawiali na miejsce. Zajęło im to 3 godziny. W tym czasie Hermiona dokończyła swoją książkę i zaczęła powoli uczyć jej na pamięć, nudziło jej się strasznie. Czasem zwracała wzrok w kierunku blondyna, ale ten siedział jak zaczarowany, a księżyc powoli oświetlał jego bladą twarz. Nareszcie! Ostatnie zdjęcie zostało wypucowane i odłożone do szafy. Hermi podeszła z chłopcami do Dracona i poprosiła o ich różdżki. Kiedy młodzi je dostali od razy zerwali się i wylecieli z sali jak petardy. Ślizgon wstał i ruszył w kierunku wyjścia, a za nim Gryfonka. Nie zdążył tam dojść, kiedy drzwi z impetem zamknęły mu się przed nosem!  
- Co jest? - krzyknął chłopak i z całej siły starał się pchnąć drzwi szarpiąc za klamkę.
- Alohomora! – rzuciła Hermiona.
-  Sezam Materio! – zawtórował jej Dracon.
- Deprimo!
- Confringo!
- Reducto
 -Defodio!
- Bombarda!
Prześcigali się w zaklęciach, ale zadnie za zadziałało tak jak powinno. Po pewnym czasie po prostu zabrakło im zaklęć i opuścili bezradnie różdżki.
- To nic nie da – westchnęła Hermiona.
- No co ty? – zakpił Darco.
- Co się stało? Nic nie rozumiem, jakby ta sala nie chciała nas stąd wypuścić, może to jakiś głupi żart?
- Może durni bliźniacy ćwiczyli tu swoje dowcipy?
- Myślisz, że to bliźniacy zaczarowali tę salę?
- Nie wiem Granger, staram się logicznie myśleć, żeby nie zwariować tu z tobą.  
- Co teraz zrobimy? – Hermiona puściła jego dogryzającą uwagę mimo uszu.
- Poczekamy – odparł jej Draco i usiadł powrotem na parapecie.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu – powiedział chłopak i znów przybrał pozę marmurowego posągu, idealnie wyrzeźbionego.
Hermiona usiadła naprzeciwko chłopaka pomiędzy jedną szafą, a drugą. Była tam całkiem spora wnęka więc wygodnie się umościła, o ile można było mówić o jakiejkolwiek wygodzie na zimnej podłodze i podciągnęła kolana pod brodę. Zamyśliła się. Analizowała każdy z żartów Wesleyów i starała się go dopasować do tej sali. W sumie nawet to do nich pasowało, do dziś pamięta jak zamknęli Rona z Ginny w schowku na miotły i przetrzymali ich tam parę dobrych godzin. Po wyjściu z pułapki Rudy miał parę zadrapań na policzkach i szyi, a Ruda parę włosów mniej. Wszyscy strasznie się wtedy śmiali i gratulowali chłopakom pomysłu. Czyli była nadzieja, że jeszcze się stąd wydostaną. Jeśli nie, to po pewnym czasie się ktoś zorientuje, że ich nie ma i zaczną ich szukać. Gdy Hermiona doszła do tego wniosku od razu poczuła się lepiej i uśmiechnęła się do siebie. Nagle wpadła na głupi pomysł i postanowiła od razu wprowadzić go w życie.
- Draco, dlaczego mnie tak nienawidzisz? – zobaczyła jak chłopak zdziwiony odwraca się w jej stronę i po raz pierwszy w życiu zobaczyła jak bardzo  stalowe są jego tęczówki. Blondyn zamyślił się i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Dla zasady Granger, dla zasady – powiedział, ale że był świadomy, że to nie koniec pytań na dzisiaj, postanowił nie odwracać się z powrotem do okna.
- Wiesz, nie rozumiem tego – można było pomyśleć, że dziewczyna mówi sama do siebie, bo uparcie patrzyła się w podłogę – czym jestem od Ciebie gorsza?
- Przestań Granger, to nie ma sensu jesteś szlamą i tyle taka jest między nami różnica.
- Zrzuć tę maskę w końcu! – krzyknęła – przecież jesteśmy tu sami, NIKT cie tu nie widzi i nie słyszy. Nie musisz mnie tu obrażać, bo nikomu nie zaimponujesz, a to mnie tylko boli – złapała się za bliznę na przedramieniu, w sumie nie wiedziała dlaczego mu to mówi, ale czuła się zmęczona tymi zatargami z blondynem i wolałaby po prostu przestać się kłócić.
- Nikomu się nie podlizuję, nie muszę… – powiedział już mniej pewnie blondyn i rzucił okiem na rękę dziewczyny. Nie rozumiał dlaczego jeszcze nie usunęła blizny, przecież na pewno potrafiła.  
- Draco, proszę Cię. Przecież ja to widzę, mieszkamy razem. Jesteś innym człowiekiem tylko nie rozumiem czemu tak bardzo starasz się nosić maskę zimnego chama.
- Nic Tobie do tego! – krzyknął Ślizgon i zapatrzył się w księżyc. Nie chciał z nią o tym rozmawiać. Już dawno nie czuł żadnej wrogości do Gryfonki, ale przecież nie mógł tak nagle przestać. Chociaż teraz miała rację, byli sami, nikt go nie widział. Czemu miał problem z przekroczeniem tej jednej, głupiej granicy - akceptacji statusu krwi? Może dlatego, że ojciec wpajał mu to przy pomocy crucio? Nie ważne.
- Co Ci zrobił Wieprzlej, że już nie gadacie? – zapytał niby od niechcenia.
- Kto? – zapytała zdezorientowana Hermiona.
- No Wieprzlej, Wesley, Ron ? – starał jej się wytłumaczyć Ślizgon.
- HAHAHAHAHAHAHHA – Gryfonka wybuchneła śmiechem - Wiep… hahahahahahahah wieprzlej? Naprawdę tak mówicie na Rona? – nie mogła powstrzymać krztuszącego śmiechu i prawie tarzała się po podłodze. Nigdy nie słyszała takiego określenia na swojego ex przyjaciela i szczerze bardzo jej ono przypadło do gustu.
 - No tak .. – mruknął Malfoy, po czym też się uśmiechną ukazując rząd idealnie białych i prostych zębów.
- Nazwał mnie szlamą – przyznała Hermiona i znowu schowała głowę między kolanami.  
- Co za kretyn – powiedział Draco i wstał żeby sprawdzić, czy drzwi może chciały się już otworzyć. Jednak one dalej uparcie nie dawały się popchnąć ani pociągnąć więc zrezygnowany popatrzył się na zegarek, żeby zorientować się, która jest godzina. Dochodziła druga rano. Trochę już tu siedzieli, całe 3 godziny zamknięci. Rzucił okiem na Hermionę. Była piękna. Ciężko było zaprzeczyć. Podobała mu się, fizycznie oczywiście. Nie chciał się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.  Nie chciał się zmieniać i sądził, że nie potrafił. Jego rodzina, jego ojciec pozostawili po sobie duże piętno, z którym chłopak się musiał teraz zmagać. Czasami wyobrażał sobie, że Hermiona jest z czysto krwistego rodu arystokratów. Wtedy łatwiej mu było wyobrazić ją sobie jako jego przyjaciółkę. Zazwyczaj jednak od razu upijał się i rzucał szklankami po całym dormitorium. Ciekawiło go jaką ma osobowość, czy naprawdę jest taka mądra i inteligentna. Znowu spoglądnął w jej stronę i natrafił na ogromne, czekoladowe oczy. Jej ręce i plecy trzęsły się z zimna, a zamknięte pomieszczenie nie pozwalało używać magii, aby wyczarować jakiś koc, więc powolnym krokiem podszedł do niej i zarzucił jej na ramiona swoją marynarkę.
- Draco, co Ty robisz? – zapytała zdziwiona.
- Chyba musimy spędzić tu noc – odpowiedział wymijająco i usiadł koło dziewczyny.
- Merlinie, dobrze się czujesz? Ty mnie dotykasz z własnej woli !Przecież jestem tylko sz… - nie dokończyła, bo blondyn jej przerwał.
- Cicho, przestań zanim się opamiętam i znowu będziesz musiała znosić tego chama, który paraduje jak paw po całej szkole. Hermiona, ja nie mówię, że się zmieniłem, nie. Tylko daj mi przez chwilę zobaczyć, jak to jest mieć przyjaciela…
Hermiona popatrzyła się na jego twarz i zaciśnięte powieki, jakby zaraz spodziewał się siarczystego policzka. Widziała jakie sprzeczne emocje targają teraz chłopakiem i nie chciała pozwolić wrócić mu do postawy Malfoyowatego Malfoya - gbura. Powoli przesunęła głowę w stronę jego ramienia.
- Mogę? – zapytała zatrzymując głowę milimetry nad jego barkiem.
- Oczywiście – odpowiedział, a ona wykończona dzisiejszym dniem zasnęła z uśmiechem na ustach.

wtorek, 2 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ III Krzyk



Na wstępie chciałam Wam wszystkim bardzo podziękować <3 Jesteście wspaniali, bo ja w ogóle się nie spodziewałam, że ktokolwiek zacznie to czytać! Bardzo dziękuję za komentarze, miłe słowa i wszystko! Miło mi ogromnie, że czytając zostawiacie po sobie ślad i wtedy mam świadomość, że piszę dla kogoś nie dla siebie. Niestety nie mogłam się powstrzymać i napisać notki w terminie, więc mam nadzieje, że się nie obrazicie, jak poznacie dalszą część już dzisiaj, obiecuję że kolejne będą dodawane w wyznaczonym czasie. Nawiasem mówiąc cały ten rozdział przyśnił mi się dzisiaj w nocy i to nie jest Prima Aprilis!  Mam nadzieję, że dalsze rozdziały będą Wam się podobały coraz bardziej!
SERDECZNIE POZDRAWIAM I ZAPRASZAM NA NOWY ROZDZIAŁ, WASZA AKNESS.
***
Niby dopiero zaczęła się szkoła, a tu już powoli zaczynają spadać liście z drzew. Hermiona siedziała na parapecie okna i pilnie zapisywała ostatnie zdania swojej pracy domowej. Było jesienne, piątkowe popołudnie, a ona miała raptem 20 minut, żeby się wyszykować i ruszyć na ploteczki z Ginny na błoniach. Miała nadzieję, że wkrótce dowie się co nie co o tajemniczym ukochanym przyjaciółki i będzie się jej mogła od serca wygadać. Dawno szczerze nie rozmawiały, ale to nie dlatego, że coś je poróżniło – po prostu nie miały kompletnie czasu. Co innego z Ronem. Z nim nie rozmawiała, bo po prostu nie miała najmniejszej ochoty. Oczywiście kochała go jak brata, ale przesadził tamtego wieczora. Nie mogła mu wybaczyć, że tak o po prostu nazwał ją SZLAMĄ. Nadal gdy myśli o tym ‘przezwisku’ podświadomie dotyka przedramienia, na którym widnieje napis wycięty przez Bellatrix. Hermiona już dawno nauczyła się go zakrywać, ale nigdy nie udało jej się go usunąć. Oczywiście sztylet był zaczarowany, ale nie sądziła, że może to być aż tak potężny urok, że po każdej próbie Ginny musiała targać ją do Skrzydła Szpitalnego. Dlatego jakiś czas temu przestała próbować i starała się pogodzić z tą niemiłą pamiątką. Było jej ciężko – to oczywiste, ale nikomu tego nie potrafiła pokazać. Chciała być silna, przecież nie straciła całej rodziny jak Harry, chociaż te osoby były dla niej nie mniej ważne. Ona była Hermioną, musiała trzymać fason. Czas leczy rany? Nie, o tylko przyzwyczaja nas do bólu. Była, a raczej starała się być szczęśliwą osobą. Taką znała ją Ginny, Harry czy nieszczęsny Ron. Nikt nie znał jej drugiej twarzy. ALE! Koniec takich myśli - skarciła siebie w duchu. Tamtą mnie znam tylko ja i tak ma zostać! Skończyła wiązać ciepłe buty i wyszła z pokoju. Kilka tygodni temu Ginny zgarnęła ją na chwilę do Londynu za pozwoleniem McGonagall i nakupowały całą szafę ciuchów dla Hermiony, bo jak to powiedziała Ruda:
- Taka ładna, a ubierasz się jak wieśniaczka. Już czas na zmiany kochanie, ładne ciało – ładne ubrania! 
Wiec zgodnie ruszyły na zakupy. Tym sposobem Hermi na teraz w szafie same nowe rzeczy, bo wszystkie stare Gin spaliła bezczelnie w kominku, nie pytając o zgodę. Oczywiście brunetka starała się ubierać w miarę normalnie, bo kilka ubiorów Ruda wybrała zbyt wyzywających jak na skromną, wybitną uczennicę. Tak więc ubrana od stóp do głów w ostatnie krzyki mody ruszyła przez zamek i udała się w stronę wyjścia na błonia. OUTFIT HERMI . Gdy tylko przekroczyła próg zobaczyła przyjaciółkę i zaczęła biec w jej stronę. Gdy spotkały się w połowie drogi wpadły sobie w ramiona i jak małe dzieci zaczęły się kręcić dookoła. Za chwilę jednak Ruda się potknęła i runęły jak długie na miękką trawę przykrytą z lekka liśćmi i wybuchnęły śmiechem. Może i cieszyły się jak głupie, ale w końcu mają czas dla siebie, tak im tego brakowało. Usadowiły się pod rozłożystym drzewem i odetchnęły głęboko.
- No stara, w końcu wyglądasz jak człowiek – uśmiechnęła się Ruda – chociaż, mogłabyś zacząć nosić obcasy, cudownie wydłużają nogi.
- Och proszę Cię – westchnęła Hermi – czuję się jak dziwoląg. Po co komu takie ubrania? Jesteśmy w szkole! Te wszystkie panienki poubierane od stóp do głów w markowe ciuchy cały czas mnie denerwowały, a teraz ja tak wyglądam, BO KTOŚ ZNISZCZYŁ MI NNE RZECZY, CIEKAWE KTO, CO GIN?
- Hahahaha no nie złość się już! Ja jestem z siebie dumna! Gdyby nie to, miałabyś na sobie teraz jakieś stare jeansy i powyciągany sweter, albo O ZGROZO! Szatę! Teraz wyglądasz całkiem całkiem!
- Coś mi się wydaje, że jeszcze długo ponarzekam na mój wygląd, ale dosyć o mnie! Powiedz mi w końcu co z Twoim TAJEMNICZYM-ZAKAMUFLOWANYM. Ja nic nie wiem, a jeszcze do tego czuje się, jakby coś mnie omijało i to szerokim łukiem!
- Teraz to mam pewność, że nie słuchałaś mnie jak szłyśmy do, jak się okazało tylko mojego, dormitorium. Wspominałam Ci o nim.  Jest zabawny, bardzo inteligentny, a na dodatek nie interesuje go to, czy jestem zdrajcą krwi czy inne takie bzdety.
- Ginny przecież to nikogo nie interesuje, z wyjątkiem… z wyjątkiem…
-Oh wykrztuś to w końcu!
- Z wyjątkiem Ślizgonów! Kochanie, w co Ty się wpakowałaś?!
- Mówię Ci przecież. Blaise, Blaise Zabini A.K.A* Diabeł. Spotykam się z nim… no już jakiś czas. Zazwyczaj w pokoju życzeń. Przyjaźnimy się. Nic więcej na razie, ale mam nadzieję, że już niedługo, bo jest wspaniały… - rozmarzyła się Gin.
- Nie mam pojęcia co powiedzieć. Mogłabym się na Ciebie wściekać, robić ci awantury, tylko po co? Z nam Cię mój kochany uparty osiołku i tak zawsze stawiasz na swoim.  Więc mam tylko nadzieję, że Cię nie zrani, ale znając Twój temperament może powinnam się zacząć martwić nie o Ciebie, tylko o nie… - nie zdążyła dokończyć słowa, bo dostała od śmiejącej się Ginny kuksańca w bok.
- Dzięki Hermiona, stokrotne! Hahah, ale tak na serio, dziękuję Ci, że mnie nie skrytykowałaś. Boję się tylko co powie Ron..
- W ogóle się ta Świną nie przejmuj! Wiem, że to Twój brat, przepraszam za słowa, ale nienawidzę go w tym momencie i nie potrafię o nim mówić inaczej.
 - Rozumiem Cię, spoko. Sama go opieprzyłam z góry na dół, jak tylko miałam okazję.
Hermiona westchnęła zażenowana, ale potem znowu się uśmiechnęła i zaczęła inny temat. Rozmawiały tak, aż się ściemniło i dopiero po tym, że zrobiło im się zimno zorientowały się, że powinny już wracać do Zamku, ale szczerze im się nie chciało. Wstały spod jesiennego drzewa i powoli udały się w stronę wejścia do szkoły, cały czas rozmawiając. To właśnie lubiły w swojej przyjaźni, nie ważne jak długo i tak dały czas mają o czym rozmawiać, a na dodatek Ruda to nadworna plotkara Hogwartu, więc i Hermiona szybko poznawała magiczne nowinki. Weszły do zamku i udały się na kolację. Nie chciały siadać przy chłopakach, ale też nie miały zamiaru karać Harrego za to co powiedział Ron, więc usiadły na swoich miejscach i po prostu zignorowały Rudego. Każda nałożyła sobie na talerz po wielkiej łyżce greckiej sałatki i nalały po szklance soku dyniowego. Na chwilę przyleciał do nich pogadać Prawie Bezgłowy Nick i to od niego Ginny dowiedziała się o jesiennym balu, który zostanie NAJPRAWDOPODOBNIEJ zorganizowany gdzieś pod koniec października, więc pewnie będzie połączony z Halloween. Skoro Ruda już o tym wie, można było się założyć o miliony, że jutro będzie wiedziała cała szkoła, a temat nie zejdzie z ust uczniów (a szczególnie dziewczyn) przez co najmniej tydzień!
- O matko Ginny! Jak już późno! LECĘ DO DORMITORIUM!
- Co jest Hermiona? – zapytał Harry
- DYŻUR MAM! Na razie! – krzyknęła i już jej nie było.
Patrolowanie korytarzy – jej obowiązek, skrupulatnie wykonywany razem z Malfoy’em. Nie jest przyjemnie. Stawiają się obydwoje na czas, zazwyczaj Dracon pojawia się dużo wcześniej pod gabinetem Profesorki i czekają, aż dostaną rozpiskę korytarzy, które mają sprawdzać tej nocy. Zazwyczaj mieszczą się one przed uczniowskimi sypialniami, więc kręcą się po piętrach włączając w to lochy. W sumie to ze sobą nie rozmawiają. Malfoy pogrąża się w ciszy i udaje, że Gryfonki nie ma obok. Czas jej mija strasznie wolno. To zadanie jest bardzo nudne, bo nie ma z kim porozmawiać, a dyżur mają od 22 do 00.30. Hermiona w tym czasie stara się powtarzać jakieś formułki związane z różnymi przedmiotami, ale w głębi duszy boi się tego zamku nocą. Wszyscy są przekonani, że Draco cały czas opowiada się po stronie śmierciożerców i jest po prostu groźny.

                Już nie pierwszy raz widzi strach w jej oczach. Hermiona się go boi. Tak jak większość ludzi tutaj. To daje mu tę niezapomnianą i nieodbieraną władzę. Nigdy nie chciał być śmierciożercą, to ojciec mu kazał, bo bał się Voldemorta. Tylko Blaise się z tego wszystkiego śmieje i nie daje się zastraszyć. To właśnie lubi w tym chłopaku, to pozwala mu się z nim przyjaźnić. Diabeł drwi sobie z Dracona kiedy ten stara się być STRASZNIE NIEBEZPIECZNY. Tylko trochę niepokoi go to, że Zabini ostatnio zaczął się spotykać z ta głupią Wesley. No ok, jest bardzo ładna. Ale przecież kurcze, ZDRAJCZYNI KRWI. Nie potrafił zrozumieć DLACZEGO BLAISA TO NIE RUSZA. Znowu rzucił okiem na Gryfonkę i zobaczył skupienie na jej twarzy. Nie wiedział dlaczego jeszcze jej nie powyzywał, albo po prostu jej nie zostawił na tych ciemnych korytarzach. Może to właśnie przez Zabiniego. Upili się kiedyś w jego dormitorium i przyjaciel mu się ze wszystkiego wygadał.
- Stary, kurde – powiedział trochę sepleniąc Blaise – Wesley, Ginny, podoba mi się. Widujemy się.
- I co mi do tego? Nie jestem psychoterapeutą – odpowiedział całkowicie trzeźwy Smok, te nocne popijanie Ognistej zrobiło z niego mocnego zawodnika – nic mi do tego, nie pasuje mi to, ale to twoje życie. Wiesz jaki mam stosunek go statusu krwi! Ty też powinieneś mieć.
- Ale wiesz… - Blaise musiał się skupić, żeby wymyślić co chce przekazać kumplowi – nie zapominaj, że ona jest czystej krwi. Tylko to zainteresowanie mugolami… ale gdyby nie oni, to byśmy nie mieli fajek! – uśmiechnął się Diabeł – Draco ja Ciebie proszę, zależy mi na niej, wiesz.. Mógłbyś być łaskawszy dla Hermiony, ona nie jest taka zła…
- Chyba oszalałeś! Nie, nie mam mowy. Mam nadzieję, że nie jesteś świadomy tego, o co mnie prosisz! TO JEST SZLAMA BLAISE, SZLAMA – NIE CZAROWNICA.
- Ja Cię tylko proszę, żebyś był milszy. Nie każę Ci jej przelecieć! Chociaż, nie jest taka zła..
- Daj spokój Blaise, totalnie bełkoczesz. Nie wiesz co mówisz.
Chociaż może wiedział? Kilka razy zdążył już zlustrować Gryfonkę od stóp do głów. Była ładna. Nawet można było ośmielić się powiedzieć, że piękna. Ostatnio zaczęła się inaczej ubierać, przez co coraz więcej facetów zaczęło zwracać na nią uwagę jako na kobietę, a nie obiekt spisywania zadań domowych. Widział jak się gapi na nią ten pieprznięty Wieprzlej. Merlinie, fuj! Jakby chciał ją zgwałcić na środku korytarza! Nie wie dlaczego pomyślał o Hermionie jako o osobie, która potrzebuje ochrony. Przecież nadal jest dla niego nic nie warta. Tylko, że jest kobietą, a Draco nienawidzi osób, które chcą skrzywdzić niewinną dziewczynę. Dlatego tak gardzi połową ludzkości. On nigdy nikogo nie skrzywdził, nie chciał byś swoim ojcem. One same do niego przychodziły i już.
Nie mógł się doczekać zakończenia patrolu. Był piątek, jutro wybierze się do jakiegoś drogiego londyńskiego pubu i wszystko sobie spokojnie odreaguje. Tak spędzał soboty – w samotności. Nie zabierał Zabiniego, bo po prostu nie chciał. Wkręcił się w hazard i pasowało mu to bardzo. Miał fortunę, nie musiał się martwić, że przegra za dużo. Ubierze się w szyty na miarę garnitur i śnieżnobiałą koszulę. GARNIAK
NARESZCIE! W pół do pierwszej. Uciekłby stad jak najszybciej, ale nie zostawi Gryfonki, bo to będzie wyglądało jakby zwiewał przed nią, a na to nie może sobie pozwolić. Pech chciał, że ten durny Dumbledore kazał im mieszkać razem. Teraz szli ramię w ramię, razem z wiszącą pomiędzy nimi ciszą do ich wspólnego dormitorium. Obydwoje byli wykończeni i padali z nóg.  Byli teraz w lochach, czyli koło dawnego dormitorium Dracona, w którym ten czuł się najlepiej. Nikt mu nie przeszkadzał, wszystkie laski miał pod ręką i żadnego nauczyciela kręcącego się pod nosem. Teraz musiał wspinać się schodami na trzecie piętro. Lecz one zaczęły płatać figle i po chwili znajdowali się da jakimś innym korytarzu niż mieli pierwotnie w planie. Draco zaczął przeklinać pod nosem i wyzywać tę szkołę od najgorszych.
- Poczekaj – szepnęła nieśmiało Hermina – znam zaklęcie, zaraz się uspokoją.
Faktycznie po kilku chwilach od wypowiedzianej formułki schody przestały się wygłupiać i spokojnie mogli dotrzeć przed drzwi do ich sypialni. Przez chwilę stali tak i nie ruszali się, potem Dracon wypowiedział hasło i weszli do środka. Hermiona rzuciła mu ciche dobranoc! A on nie wiedząc dlaczego odpowiedział jej i udał się w stronę swojego łóżka i nie przejmując się tym, że jest w ubraniach, pogrążył się w śnie.

                Hermiona nie słysząc żadnego szumu wody w łazience wzięła z szafy piżamę i poszła się wykąpać. Potrzebowała chwili spokoju i przyjemności, więc dolała lawendowego olejku do wanny i powoli weszła do ciepłego płynu. Zawiązała włosy w wysoki kok na czubku głowy i powoli zaczęła myć swoje obolałe i zmęczone ciało mięciutką gąbką. Zauważyła blizny na swoim udzie i przypomniała sobie długie noce, kiedy nie mogła spać i nie miała czym zająć rąk. Jej ojciec używał tradycyjnej mogolskiej golarki z wymiennymi żyletkami. To była jedna chwila słabości, kłótnia z rodzicami, pogrzeby zmarłych po bitwie, czas w którym nie mogła się pozbierać. To był błąd, teraz to wie. Jest silniejsza o to doświadczenie. Skończyła się płukać i szybko się osuszyła jakimś oklepanym zaklęciem. Wróciła do łóżka i mimo, że była bardzo zmęczona, nie mogła zasnąć. Wzięła do ręki mugolską książkę (uważała, że mają zdolność do pisania), był to Zaklinacz koni. Nic dodać nic ująć, cudowna. Gdzieś koło 3 w nocy wyrwały ją z zatracenia w treści utworu krzyki z pokoju obok. Przez chwilę nie wiedziała co zrobić, potem chciała iść zobaczyć co się stało, ale na koniec zorientowała się, że Ślizgon krzyczy przez sen. Nigdy wcześniej go nie słyszała, widocznie zawsze rzucał na swoje dormitorium zaklęcia wyciszające. Dzisiaj zapomniał. Zrobiło jej się żal chłopaka, bo widocznie ukrywał swoją prawdziwą twarz, tak jak ona. Tylko, że ja nic nie mogę z tym zrobić, jestem dla niego tylko szlamą, już na zawsze pomyślała i z niemałymi wyrzutami sumienia zaczęła rzucać zaklęcia na swoje dormitorium, żeby zasnąć chociaż przez chwilę tej nocy.

* A.K.A - as known as - znany jako (Diabeł w tym przypadku)